Poprzedni: Przelana Krew - Rozdział 12.
Kiedy Tæirc obudził się o
poranku, zastał Margre obok. Zazwyczaj wstawała przed nim, a
następnie wracała w nocy gdy już spał, i tak codziennie od śmierci Vergantaca. Tak
samo jak i inni mieszkańcy osady, nie wiedział gdzie znikała każdego dnia ani,
tym bardziej, co robiła. Może teraz była na tyle zmęczona, że zdecydowała się
dłużej przespać. Postanowił zatem nie budzić jej i wyszedł, sprawdzając
uprzednio czy ojciec jest u siebie. Nie zastał nikogo. „To dobry znak,”
stwierdził w myślach.
Znalazł go potem na zewnątrz,
rozmawiającego z kowalem Hugytem przy jego chacie. Stanął w pewnej odległości
od nich, by nie przeszkadzać w konwersacji. Zdołał jednak usłyszeć jak Byrn
wyraża współczucie wobec straty Hugyta i stara się go pocieszyć.
Kiedy skończył rozmowę, Tæirc
podszedł i rzekł:
– Jestem zaskoczony tym jak
szybko wróciłeś do obowiązków.
Byrn przeciągnął się.
– Przyznam, że czuję się jakbym
nie ruszał swojego tyłka z jednego miejsca przez pół roku. Stawy mi chyba
zesztywniały. – Westchnął i spojrzał smutno na syna. – Jak wiesz, mój brat
zawsze powtarza hasło o tym, by nie żyć przeszłością. Niestety, zawsze, gdy to
mówi, ma rację. Nie osiągnę czegokolwiek siedząc w domu, a tylko pogorszę swoją
sytuację. Poza tym śmierć Ryga i Polyna jest na tyle zagadkowa, że trzeba ją
zbadać.
– Co zamierzasz z tym zrobić?
– Rozmawiałem wcześniej z
Facatem i kazałem mu przeczesać z kilkoma ludźmi tamtą okolicę. Tym razem jest
jeszcze dziwniej. Dziwniej niż wtedy. Pamiętasz może tamto zdarzenie?
Tæirc od razu przypomniał sobie
jak wiele dni przed walką Argruna z megnartem okoliczne osady obiegła wieść o
tajemniczej śmierci, która miała miejsce na ziemiach Ducaifa. Zmarły został
znaleziony cały mokry, choć najbliższy strumień znajdował się dosyć daleko. Niektórzy
sądzili, że mógł być ciągnięty aż do tego miejsca, lecz łowcy nie znaleźli
wówczas w okolicy żadnych śladów sugerujących taki rozwój wydarzeń. Stanęło na
tym, że po ataku ktoś specjalnie wylał wiadro wody na trupa, lecz wciąż
pozostawało pytanie: po co? I, najważniejsze, kto?
– Ale najpierw – Byrn uderzył w
dłonie i je potarł, jakby zabierał się do ciężkiej pracy – muszę załatwić parę
istotnych spraw. Pójdziesz ze mną?
– Ja? W jakim celu? – zapytał
Tæirc.
– Ktoś musi mnie pilnować żebym
znowu nie zrobił jakiegoś głupstwa.
Wódz uśmiechnął się lekko. Tæirc
uniósł nieco brwi w zaskoczeniu, lecz niemal zaraz się zgodził, co wprawiło
ojca w jeszcze lepszy nastrój.
Byrn do południa odwiedzał
starych przyjaciół, ale spotykał się też z pozostałymi mieszkańcami osady. Jego
syn z pewną ostrożnością patrzył jak wódz naprawia szkody wyrządzone przez
niego od śmierci Argruna. Znowu miał wrażenie, że ojciec powrócił do swojego
starego stanu, tego sprzed walki z megnartem, lecz tym razem brakowało
niepokoju. Wydawało mu się, że powrót Byrna do dawnego charakteru nie był
wymuszony tak jak tuż przed pamiętną ucztą. Przypuszczalnie było to efektem odosobnienia przez ostatnie kilkanaście dni – miał on wtedy czas na
przemyślenia i mógł w spokoju rozliczyć swojego ducha z popełnionych błędów. Co
więcej, pewności siebie prawdopodobnie dodała Byrnowi także sytuacja z
poprzedniego dnia. Gdy odnaleziono zmarłego Ryga i Polyna, musiał poczuć się
potrzebny, bez względu na to co zrobił. To był moment, który pozwolił mu wrócić
do życia osady.
Jednakże, choć wódz uzdrawiał
swoje relacje z większością mieszkańców, istniały rany, których nie potrafił
zasklepić. Kiedy mijali chatę, gdzie mieszkała rodzina Vergantaca, Byrn
powiedział do siebie „jeszcze nie teraz, jeszcze nie”.
Tuż przed południem przybyli
łowcy, którzy poprzedniego dnia mieli odnieść ciała Ryga i Polyna do grodu
Bærguvna.
– Dotarliśmy na miejsce o
zmierzchu. Bærguvn ugościł nas byśmy nie musieli wracać nocą – rzekł pierwszy.
– O wschodzie słońca odbył się
Rytuał Odejścia, a potem odeszliśmy – oznajmił drugi.
– Jak zareagowali na ciała? –
zapytał Byrn.
– Bardzo źle. Ten widok, a
zwłaszcza to jak wyglądało ciało Ryga, wprawił w rozpacz całą osadę. Zmarli za
życia musieli być tam chyba uwielbiani, bo cała tamtejsza ludność wzięła udział
w Rytuale. Bodajże nikt nie został pilnować osady.
– Jednak największy szok przeżył
Bærguvn. Kazał nam opowiedzieć co się stało, tak szczegółowo jak to tylko
możliwe. Z każdym naszym słowem wyglądał coraz gorzej, jakby stracił syna. – W
mgnieniu oka łowca zrozumiał co i komu powiedział, toteż dodał natychmiast: –
Wybacz, wodzu, nie chciałem-
Byrn poklepał go po ramieniu.
– Nie przejmuj się – odparł z
uśmiechem. – To już przeszłość.
Zanim łowcy odeszli, Byrn kazał
im zabrać paru ludzi i udać się jeszcze raz na miejsce, gdzie znaleziono Ryga i
Polyna, by poszukali jakichkolwiek śladów, które mogłyby nakierować na
potencjalnych sprawców tego zdarzenia.
Tymczasem Tæirca nawiedziło dziwne
uczucie, kierujące jego myśli w kierunku domu zgromadzeń. Coś go ciągnęło, by
wrócić tam chociaż na chwilę. Oznajmił ojcu, że niedługo przybędzie z powrotem i ruszył w
tamtym kierunku.
Główna sala, oprócz obecnych pod
ścianami stołów i ław, świeciła pustkami. Przez ostatnie kilkanaście dni nikt
oprócz Tæirca, Byrna i Margre nie kręcił się po niej. Po dzisiejszym, spędzonym
z ojcem poranku, Tæirc miał sporą nadzieję, że to się wkrótce zmieni. Zajrzał
do izby rodziców, w której też nie było żywego ducha.
Niemal natychmiast złapał się na
tym, że nie pomyślał o matce ani razu od wczorajszego odkrycia. Tak bardzo
skupiony był na poprawie stanu wodza i jego powrotem do obowiązków, że
zapomniał o jej braku. Zazwyczaj siedziała tu o tej porze i szyła, nucąc jedną
z wielu pieśni, jakie śpiewała jemu, Argrunowi albo Margre gdy byli dziećmi.
Tak bardzo chciał by wróciła.
Poszedł do sąsiedniego
pomieszczenia, gdzie ze zdziwieniem odkrył, że jego siostra wciąż leży, tym
razem na boku, zwrócona plecami w stronę przejścia.
– Margre? – odezwał się cicho.
Nie odpowiedziała. Zaniepokojony
podszedł do niej i potrząsnął ją.
– Margre – powiedział ponownie,
tym razem nieco głośniej.
Znów brak odzewu. Obrócił ją na
plecy. Jej twarz była blada, z wymalowanym lekkim grymasem bólu. Dotknął jej
czoła. Było rozpalone.
Nie! Tylko nie to!
Szybko wybiegł z domu
zgromadzeń. Na zboczu wzgórza natknął się na Byrna rozmawiającego z Facatem.
– O, Tæirc! Właśnie
rozmawialiśmy o wczorajszym-
– Margre jest chora – z miejsca
przerwał mu syn.
Na twarzach obu zagościło zdumienie.
– Powiadomię Grutana – zaproponował
Facat i pobiegł do szałasu szamana.
Tymczasem Byrn ruszył do domu
zgromadzeń. Tæirc podążył za nim.
Grutan przybył z Rægokiem
niedługo potem.
– Gdzie jest? – zapytał od razu
w głównych drzwiach.
– W izbie. – Tæirc wskazał na
przejście za sobą. – Od rana tam leży z gorączką.
– Nie wchodźcie tam dopóki ja
nie wyjdę – powiedział i razem ze swoim uczniem wszedł do pomieszczenia.
Tæirc wraz z ojcem zostali w
głównej sali. Słyszeli modły odmawiane przez szamana i dźwięk potrząsanych
amuletów, a po chwili poczuli delikatny zapach tlących się ziół.
Powszechnie uważano, że chorobę
sprowadzają złe duchy ze świata zwierzęcego. Miały one nadwyrężać duchową więź
z Przodkami i w ten sposób osłabiać ciało. W momencie śmierci chorego,
osłabioną duszę łatwiej było wyciągnąć z mocy Przodków, dlatego czas grał dużą
rolę i Rytuał Odejścia starano się odprawiać jak najszybciej. Obawiano się
także, że częsty kontakt z chorym spowoduje rozprzestrzenienie się tych
mrocznych sił po zdrowych. Jedynie szaman, jako pośrednik pomiędzy
ludźmi i Przodkami, miał wystarczającą moc by odgonić złe duchy i uzdrowić
człowieka.
Jednakże nawet szybkie przybycie
szamana nie sprawiło, iż wspomniane obawy opuściły Tæirca. Zaczął siebie
obwiniać za niezwrócenie wcześniej uwagi, że coś jest nie tak z Margre. Założył, że
tylko odpoczywa i nie zainteresował się jej stanem. Teraz cierpi przez jego
ignorancję.
Spojrzał na ojca. Ten oparty był
o ścianę i oddychał głęboko, wpatrując się w pewien punkt przed stopami. Przyjmował
to dosyć spokojnie, ale Tæirc przypuszczał, iż w środku wódz także przeżywa zły
stan córki.
Po jakimś czasie Grutan i Rægok
skończyli i wyszli. Byrn zerwał się z miejsca i od razu stanął przed nimi.
– Mów! – rozkazał z miejsca szamanowi.
– Wybacz, Byrnie, ale... nie
wiem co jej jest – ten odparł nieco przybity. – Ma silną gorączkę, lecz...
reszta objawów nie przypomina niczego z czym się kiedykolwiek spotkałem. To
wygląda jakby odczuwała ból na całym ciele, lecz nie ma żadnych znaków choroby.
– Jakie są szanse by
wyzdrowiała? – zapytał zdenerwowany wódz, jakby nie słyszał co powiedział przed
chwilą Grutan.
– Nie wiem. Wypiła trochę
leczniczej mikstury, którą miałem przygotowaną wcześniej – to powinno złagodzić
cierpienie. Dałem też dwa amulety ochronne i prosiłem Przodków by obdarzyli ją
siłą. W tym momencie to jedyne co mogę zrobić.
– A co my możemy zrobić? Na
pewno musi istnieć jakiś sposób-
– Byrnie, uspokój się – nakazał
szaman. – Musi odpoczywać. Nie wiem co to jest, ale starajcie się nie przebywać
z nią za długo. Na razie nie mówcie też pozostałym mieszkańcom – niech się niepotrzebnie
nie martwią. – Spostrzegł na twarzy Tæirca pytanie. – Postaram się powiedzieć Facatowi,
że to nic takiego – powiedział.
Wódz i jego syn westchnęli w
bezsilności.
– Udam się teraz do swojej chaty
i zapytam o radę Przodków. Jestem pewny, że będą w stanie pomóc – rzekł starzec, po
czym zwrócił się do Tæirca: – Przyjdź do mnie przed zachodem słońca – może do
wtedy uda mi się coś przygotować dla twojej siostry.
Grutan wsparł się o ramię Rægoka
i ruszyli w stronę drzwi. Tæirc zauważył, że szaman mówił z poczuciem bezsilności
w głosie, a wyraz twarzy miał raczej przygnębiony. Nigdy się nie spodziewał, że
zobaczy go w takim stanie. Jednakże ostatnie słowa jeszcze dawały nadzieję.
Marna pociecha, gdy Margre choruje na nieznaną chorobę.
Przeróżne dolegliwości były
powszechne w ich społeczności. Na ogół szaman radził sobie z uzdrowieniem
chorego, choć czasem stan był zbyt ciężki by mu pomóc. Wiedziano wtedy, że
przynajmniej ból został ukojony. Najgorsze jednak, co mogło się przytrafić, to
przypadłość, na którą ich duchowy przewodnik nie znał lekarstwa. Wtedy
jakakolwiek próba leczenia mogła zakończyć się tragicznie.
Kiedy Tæirc został sam z ojcem w
domu zgromadzeń, powiedział:
– Trzeba poinformować matkę.
Na te słowa Byrn spochmurniał
jeszcze bardziej.
– Prędzej czy później się dowie,
ojcze. Musimy jej przekazać, że Margre choruje.
– Ale po co?
Tæirc zdziwił się na te słowa.
Wydawało mu się, że naturalną koleją rzeczy jest to by w takich sytuacjach oboje
rodziców znajdowało się blisko swojego dziecka.
– Pomoże nam zadbać o zdrowie
Margre.
– Poradzimy sobie sami – odparł
wódz.
Zaskoczenie Tæirca stawało się
coraz większe i powoli ustępowało miejsca narastającej złości.
– Czy nie zamierzasz jej mówić
nawet jeśli Margre o nią poprosi?
– Nie poprosi – stwierdził Byrn
bez namysłu.
Ponownie pojawił się niepokój.
Jego ojciec znowu zachowywał się dziwnie.
– Powiedz mi: o co ci chodzi?
Czy coś się stało?
– Nie możemy jej jeszcze
informować.
– Jak to „nie możemy”? – zapytał osłupiony Tæirc. – Margre źle się czuje i nie chcesz pozwolić, by matka się
dowiedziała?
– Tu nie chodzi o to, żeby się
nie dowiedziała. Sam powiedziałeś, że prędzej czy później dojdą ją słuchy, ale
dopóki nikt w osadzie o tym nie wie, dopóty ona też. – Widząc niezrozumienie w
oczach syna, dodał: – To nie to co myślisz.
– To co ja niby myślę?
– Że się boję z nią spotkać.
– Czy chodzi o to co ci
powiedziała tamtej nocy po uczcie? W końcu będziesz musiał z nią porozmawiać o
tym co się stało. Sądzisz, że nie wybaczy ci łamania tradycji po śmierci
Argruna, zaniedbania osady, czy śmierci Vergantaca?
– Uwierz mi, Tæirc, ja...
– Miałeś siłę by pokazać się
między innymi, a nie masz odwagi stanąć przed własną żoną?
– Nie rozumiesz. To jest
poważniejsze niż ci się wydaje.
– Czas leczy rany. – Tæirc
położył dłoń na ramieniu ojca, którą ten od razu strząsnął. – Na pewno przez te
dni od jego śmierci poukładała sobie wszystko.
– Dobrze mówisz – czas
rzeczywiście leczy rany. Poczekajmy, może Margre wyzdrowieje i nie będzie
potrzeby wzywania Aren do osady.
– A co jeśli nie wyzdrowieje i
jej stan się pogorszy?
– O czym ty w ogóle mówisz? Nie
masz wiary w umiejętności Grutana? Nie masz wiary w Przodków?
– Nie, wręcz przeciwnie – mam
wielką nadzieję, że jemu i Przodkom uda się pomóc Margre, ale jeśli to jest coś
cięższego, będzie jej potrzebne wsparcie wszystkich członków rodziny. Nie
próbuj przerzucać na mnie winy!
– Czyli to wszystko to moja
wina?
– Ja ciebie nie-
Przerwał gdy zauważył, że Byrn
dłonie zacisnął w pięści. Widać było po nim, że ciągnięcie tego tematu go
niezwykle wzburza, a od wybuchu wściekłości dzielą chwile.
– Nie zamierzam dłużej z tobą prowadzić
tej bezsensownej dyskusji – rzekł wódz. – Nie przekażemy słowa o chorobie
Margre.
Minął syna i chwycił za skórę,
wiszącą w przejściu do izby.
– Nie pozwolę na to by twoja
nieodpowiedzialność doprowadziła do kolejnej tragedii – oznajmił Tæirc i ruszył
w kierunku drzwi wejściowych.
Jego słowa zatrzymały ojca.
– Tragedii? Dokąd idziesz? –
zawołał za nim Byrn.
– Powiedzieć łowcom, by wybrali
się jutro do osady Ducaifa.
– Stój! – W moment pojawił się
przed synem i zastąpił mu drogę. – Zrozum to – nie chcę jej widzieć!
– Ale ja chcę ją zobaczyć. Na
pewno przyzna mi rację, że zachowujesz się lekkomyślnie.
Byrn pokręcił głową.
– Tłumaczenie wszystkiego tobie
jest zbyt trudne, kiedy ty udajesz głupiego. Zrozum - wiem co robię.
– Czy aby na pewno? A co jeśli
Margre umrze zanim matka zdąży przybyć?
Tym razem to wódz był w szoku.
– Jak śmiesz coś takiego
sugerować?
– A ty jak śmiesz nie informować
matki o chorobie jej córki? Argrun nie miał okazji porozmawiać z nią przed
śmiercią. Czemu chcesz odebrać tę możliwość Margre?
– Nie będę ci się spowiadał! Nie
pozwalam ci wysyłać kogokolwiek!
– Boisz się, że ktoś powie ci
kilka przykrych słów? Czy może tego, że stracisz w swoim marnym życiu kolejne,
czwarte już dziecko, przez swoją bezmyślność? Odala, Cal, ostatnio Argrun,
teraz Margre? A potem może ja? Chcesz by całe twoje potomstwo zginęło na twoich
oczach?
Nagle Byrn uderzył Tæirca w
twarz. Pęd rzucił jego syna na jedną z ław, na której ten się przewrócił. Nieco
zamroczony, młodzieniec wstał po chwili i pochylił się by wypluć wybity ząb
wraz z krwią.
Po otrząśnięciu się, spojrzał z
nienawiścią na głośno oddychającego przez nos ojca, na co ten bez słowa wszedł
do izby, gdzie leżała Margre.
----------------------