piątek, 24 sierpnia 2012

01. Kroniki Dusz - Przelana Krew - Rozdział 5.



Próba spędzenia popołudnia, jakby nic się nie stało, spełzła na niczym. Emocje wciąż były silne i nie chciały opuścić Tæirca. Co gorsza, wszystko wokół przypominało mu o śmierci Argruna, a najbardziej sam jego brak. Ta pustka po bracie sprawiła, że nie było miejsca, gdzie mógł o tym nie myśleć.
Każda śmierć w ich miejscowości była odczuwalna. Prawie wszyscy znali się doskonale, przez co każdym Rytuale Odejścia zbierała się cała wioska. Na ogół odejście kogoś przynosiło na kilka dni rozpacz w rodzinie, podczas gdy reszta mieszkańców wioski, chociaż wyraźnie współczująca, jakoś żyła swoim życiem. Nigdy jednak smutek po stracie znajomej osoby nie był tak wyczuwalny, tak namacalny jak teraz.
Wystarczył jeden spacer do głównej bramy i z powrotem by obiektywnie opisać jaki panował nastrój. Widok szarych, posępnych twarzy ludzi, krzątających się między chatami bez celu, przygnębiał niezwykle. Wszyscy znali Argruna od dziecka, a fakt, że należał do rodziny wodza, pogłębiał tylko tą grobową atmosferę. Ktokolwiek widział walkę powiedziałby bez wątpienia, że Argrunowi szło świetnie... Aż do tamtego strasznego momentu...
Jego śmierć była nagła. Zbyt nagła.
Mimo to, najgorsze według Tæirca działo się w głównej sali domu zgromadzeń. Ile razy wychodził ze swojego domu lub do niego wracał, musiał przez nią przechodzić. Mijał wtedy swojego ojca, klęczącego ze spuszczoną głową przed ciałem Argruna. Ten widok ciągle go przerażał. Kkażde spojrzenie na te zwłoki odświeżały widok brata miażdżonego przez rozszalałego megnarta, potworny, dudniący w uszach ryk bestii i zapach zmieszanej ludzkiej i zwierzęcej krwi.
Z drugiej strony, Tæirc martwił się o stan swojego ojca. Dumny wódz tej i czterech okolicznych wiosek oraz świetny wojownik, wciąż stanowiący nie lada wyzwanie dla innych, w jednej chwili zmienił się w słabego, bezbronnego starca. Tæirc poprosił kilku najbliższych przyjaciół Byrna i jego najbardziej zaufanych ludzi, z którymi zawsze jedli, by tym razem spożyli posiłek sami. Tymczasem dowiedział się od nich, że i tak nie mieli zamiaru przychodzić „z szacunku do zmarłego i jego ojca”. Miał świadomość, że przyniesienie ciała do domu zgromadzeń spowodowało szereg wątpliwości co do stanu wodza. Jego zachowanie było niespotykane i nikt nie chciał mieć takich doświadczeń jak Vergantac.
Jednakże Cakac chciał zostać i poczuwać razem z Byrnem przy ciele Argruna. Tæirc stanowczo to odradził, uzasadniając potrzebą spokoju dla wodza i jego zmarłego syna. Cakac nie widział w swoim zachowaniu niczego złego, dlatego pokłócił się z Tæircem. Tuż przed zachodem słońca zebrał jednak ludzi, z którymi oglądał walkę w Kręgu, i zdecydował się wrócić do swojego grodu.
W końcu nadszedł wieczór. Choć czuł fizyczne zmęczenie, napięcie całego organizmu nie pozwalało Tæircowi na odpoczynek. Czasem, gdy on i Argrun nie mogli zasnąć, wychodzili razem z domu i siedzieli pod gołym niebem aż do wschodu słońca. patrząc to na gwiazdy, to na oba księżyce. Im jednak Argrun był starszy, tym rzadziej to robili, aż w końcu całkowicie zaprzestali. Teraz, wiedząc, że nie przestanie myśleć o swoim bracie i nie widząc żadnej innej sensownej alternatywy, Tæirc postanowił wyjść na zewnątrz.
Musiał jednak przejść tamtędy.
Stanął w przejściu do swojej izby, odchylając w bok wiszącą skórę, i spojrzał na główną salę. Na ścianach paliły się tylko trzy pochodnie – jedna nad głównym wejściem oraz dwie nad Byrnem i ciałem Argruna. Dopiero teraz zauważył, że jego ojciec znajdował się w tej samej pozycji, w której zaczął czuwanie. Widział go dosyć często tego dnia, dlatego zastanawiał się, czy opuszczał pomieszczenie i czy w ogóle ruszył się z miejsca.
Wtem zobaczył jakiś ruch w ciemności po drugiej stronie. Światło z pochodni nie sięgało na tyle daleko by odkryć Tæirca, dlatego zasłonił się skórą i obserwował. Po chwili nieopodal Byrna, pokazała się Aren, która powoli podeszła w stronę męża i delikatnie położyła rękę na jego ramieniu. Byrn powoli podniósł głowę i Aren powiedziała coś cicho. Tæirc zrozumiał, że matka musiała zachęcić ojca do pójścia spać, gdyż Byrn podniósł się i razem, przytuleni do siebie zniknęli w cieniu.
Przynajmniej on zasługuje na odpoczynek”, pomyślał Tæirc.
Odczekał chwilkę i, będąc pewien, że jest sam, opuścił swoją kryjówkę. Przybliżył się do stołu, gdzie leżało ciało Argruna, i stanął od strony głównego wyjścia. Wyciągnął z prawej kieszeni talizman, który zabrał z pomieszczenia przygotowawczego w Kręgu i trzymał go w zaciśniętej dłoni. Jego myśli nawiedziła seria pytań: Dlaczego go zdjął? Dlaczego zrezygnował z ochrony Przodków? Czy przed walką w ogóle się modlił?
Zamyślenie sprawiło, że stracił poczucie czasu. Z tego stanu wyrwało go bezgłośne pojawienie się Margre obok.
- Rzeczywiście wygląda jakby spał.
Na dźwięk jej głosu szybko schował wisiorek, mając nadzieję, że siostra tego nie zauważyła.
Myślał, że cały czas odpoczywała w izbie rodziców. Musiała wyjść wcześniej w ciągu dnia, kiedy jego nie było w domu zgromadzeń. Stojąc przy Argrunie, Tæirc miał widok na przejścia do obu pomieszczeń, dlatego nie sądził, że ktoś go może zaskoczyć.
Obrócił głowę w jej stronę. W świetle pochodni dostrzegł, że skóra zaczynała odzyskiwać naturalny kolor, a wzrok, mimo zmęczenia, był żywy. Chwyciła go za lewą rękę i oparła głowę o jego ramię.
- Czy czujesz się już lepiej? - zapytał.
- Tak, trochę tak, chociaż...
Jej chwytowi brakowało pewności. Wyczuł, że jego siostra, na co dzień dosyć żywa osoba, nadal była słaba.
- Zawsze myślałam, że jeśli zobaczę śmierć na własne oczy, to będzie to miało miejsce podczas jakiejś bitwy. Nigdy podczas prostej walki z głupim zwierzęciem.
- Ona przecież nie była prosta! Sama widziałaś co się stało! – zaprotestował Tæirc, choć zaraz potem poprawił się w sobie, że ona wcale nie należała do trudnych, tylko... skończyła się nieszczęśliwie. Próbował jednak odciążyć Argruna, by siostra nie myślała o zmarłym jako o zbyt niedoświadczonym.
Margre tymczasem odsunęła się od Tæirca i spojrzała na niego jakby nie wiedział co mówi.
- Bracie, kogo próbujesz oszukać? Może i megnarty są niebezpieczne, może i nie mam do czynienia z bronią na co dzień, tak jak i pewnie inne kobiety w osadzie, ale przecież Argrun był gotowy i wszyscy wiedzieliśmy, że to nie będzie dla niego ciężka potyczka.
Tæirc sięgnął pamięcią kilka dni wstecz kiedy to łowcy zapewniali go o odpowiednim przygotowaniu bestii do walki, a pora dzienna dodatkowo miała znacznie ułatwić sprawę. Jakimś sposobem ta informacja szybko rozniosła się wśród mieszkańców wioski i zaczęli oni uważać tę konfrontację za czystą formalność; dwa rzuty włócznią, kilka cięć i można beztrosko bawić się by oddać cześć młodemu synowi wodza.
- Każdy przecież sądził, iż mu się uda - skwitowała. - Przodkowie na pewno nad nim czuwali.
Tæirc dotknął dłonią kieszeni, w której znajdował się talizman. Powiedzenie komukolwiek o tym, że Argrun go ściągnął przed wejściem do Kręgu, dolałoby oliwy do ognia. Jak mu to powiedział Rægok, już samo przeniesienie ciała do domu zgromadzeń wywołało wśród ludzi falę oburzenia, którą powstrzymał Grutan. Co by się stało, gdyby dowiedzieli się, że syn wodza w taki sposób postanowił zerwać kontakt z Przodkami?
- Co się stało z megnartem?
- Przed zmierzchem łowcy powiedzieli mi, że potną ciało na kawałki i porzucą w lesie, by felkery się nim zajęły. Całe truchło byłoby zbyt ciężkie do-
Przerwał, bo wtem zauważył, że Margre słabnie. Złapał ją szybko zanim osunęła się na ziemię.
- Uważaj, jeszcze nie wróciły Ci wszystkie siły – powiedział.
- Rzeczywiście - mówili prawdę, że pierwszy raz jest zawsze najgorszy.
Tæirc, jako wojownik, widział wiele śmierci na własne oczy. Czy to lała się krew ludzka czy zwierzęca, czy to z jego broni czy kogoś innego odbierano życie, jej ilość przyzwyczaiła Tæirca do tego widoku, choć zawsze pozostawało to okropne drżenie, przechodzące w mgnieniu oka przez jego ciało.
Widział, że Margre wciąż brakuje sił. Musiał jednak dowiedzieć się jednej rzeczy. Zapytał więc ostrożnie:
- A Cal?
Zdawał sobie sprawę, że temat ich zmarłej siostry jest delikatny, zwłaszcza, iż Margre była pierwszym świadkiem jej odejścia z grona żywych. Miał nadzieję, że czas zatarł nieco tamte emocje i pytanie nie wywoła to ich ponownego przywołania. Chciał zahaczyć o ten temat.
- Z Cal to było... co innego. Codziennie ją widziałam, małego uśmiechniętego szkraba. Pamiętasz pewnie, że zanim Ty wyjechałeś walczyć, zachorowała. Codziennie czuwałam przy niej, podczas gdy matka chodziła do szamana po zioła. Jednego ranka się obudziłam i zobaczyłam, że nie oddycha... że odeszła... Chodzi mi o to, że...
Tæirc spostrzegł, że z oczu Margre popłynęły łzy. Wyrażenie swoich uczuć szło jej niezwykle ciężko.
- Nikt się nie spodziewał, że Argrun zginie! Widzieliśmy jak odszedł! Na oczach dziesiątek ludzi! Jedno mrugnięcie i... Wszyscy myśleli, że Argrun idzie tam tylko po to, żeby zabić to zwierzę... dla widowiska... dla zabawy... a nie walczyć z nim na śmierć i życie.
Margre przytuliła się do brata, a ten objął ją swoimi szerokimi ramionami.
- To było straszne... - szepnęła.
- Wiem, Margre.
- Gdyby tylko Vergantac nie...
Urwała. Tæirc w osłupieniu skierował oczy na siostrę.
- Nie rozumiem. Vergantac? O czym Ty mówisz, Margre? Co Vergantac miał nie-
Ona jednak nie odpowiedziała. Puściła go i skierowała do swojej izby.
- Dobranoc – szepnęła, zanim zniknęła w ciemności.
Tæirc pozostał jeszcze chwilę w sali. „Co chciałaś mi powiedzieć?” zapytał się w myśli. Spojrzał na ciało swojego brata, po czym znowu wyciągnął z kieszeni talizman. „Czego jeszcze nie wiem o Tobie, bracie?” Pochylił się nad Argrunem i zawiązał wisiorek za jego szyją.
- Dobranoc, bracie – powiedział i ruszył do wyjścia z domu zgromadzeń.
Teraz już na pewno nie będzie mógł zasnąć.

----------------------
Następny: Przelana Krew - Rozdział 6.

----------------------

wtorek, 14 sierpnia 2012

01. Kroniki Dusz - Przelana Krew - Rozdział 4.


Grutan westchnął głęboko. Wychodząc z domu zgromadzeń usłyszał wściekły krzyk Aren. Spojrzał za siebie i zobaczył jej zdenerwowaną twarz, zwróconą w stronę Byrna. „Może ona mu przemówi do rozsądku,” pomyślał. Po chwili w drzwiach pokazał się Tæirc. Uśmiechnął się lekko do szamana i zamknął je. Ze środka dochodził stłumiony, podniesiony głos żony wodza.
Gdy Grutan się obrócił, zaczęli pojawiać się przed nim mieszkańcy wioski z pytaniami i wątpliwościami. Z początku nie wydawało się to groźne. Nie uszedł jednak kilku kroków, kiedy ku jego przerażeniu po chwili został otoczony chyba przez połowę ich lokalnej społeczności. Opuszczając dom zgromadzeń miał nadzieję na spokojny powrót z Rægokiem do szałasu.
- Grutanie, czy Byrn wie co robi?
- Czy nie jest to naruszenie tradycji?
- Co się stanie z jego synem?
Bez słowa dał znak głową Rægokowi, równie zdezorientowanemu co on, by iść dalej. Nie miał siły na tłumaczenie każdemu z osobna, że wódz nie złamał żadnej z nauk Przodków.
Jeszcze.
Ludzie nie dawali za wygraną i napierali coraz bardziej.
- Kiedy odbędzie się Rytuał?
- Co mówi o tym nauka Przodków?
- Jak chcesz przeprowadzić Rytuału Odejścia?
- Nie teraz – powtarzał Grutan cicho, próbując zignorować napierający na niego tłum.
Niestety nie dało się go ignorować. Podążająca za Grutanem i Rægokiem ludzka masa powoli zacieśniała się wokół nich. Zaczynało się robić zbyt gęsto i niektórzy potykali się o nierówności terenu. Grutan musiał coś zrobić, bo inaczej albo by go przewrócili, albo zmiażdżyli.
Będąc w połowie dystansu, szaman szepnął coś Rægokowi do ucha i obaj stanęli na środku drogi przebiegającej przez wioskę. Uniósł dłoń, żeby tłum ucichł. Ludzie posłusznie uspokoili się i zrobili mu trochę miejsca wokół niego i jego ucznia.
Otworzył usta, lecz nic nie powiedział. Coś poczuł. To było w powietrzu. Uczucie ledwie wyczuwalne, ale mimo wszystko zauważalne.
- Moi drodzy - zaczął, kiedy to chwilowe doświadczenie przeminęło, - śmierć Argruna dla nas wszystkich była wielkim zaskoczeniem. W naszych sercach została pusta przestrzeń po synu naszego wodza, której długo nie zapełnimy. Straciliśmy wspaniałego młodzieńca i obiecującego wojownika, ale nasz smutek jest nieporównywalnie mały do załamania, które Byrn teraz przeżywa. Dajmy więc naszemu wodzowi czas, by odpoczął.
- A co z Rytuałem Odejścia? - zapytał ktoś z tłumu.
- Czy Byrn nie chce, by dusza Argruna znalazła spokój wśród przodków? - ktoś inny dodał.
- Rytuał zostanie odprawiony – uspokoił Grutan. - Byrn mnie o tym zapewnił.
Chciał jeszcze dodać, że Rytuał ma mieć miejsce następnego dnia o wschodzie słońca, lecz wcześniejsze uczucie powróciło, nieco mocniejsze tym razem, jednocześnie nadal niewyraźne. Grutan pomyślał, że jego źródło znajdowało się w tłumie. Było ono bardzo charakterystyczne, dlatego szamanowi zdawało się, że je skądś pamiętał.
- To czemu wziął ciało swojego syna do domuu? - ktoś spytał, przerywając konsternację szamana. Poczucie znowu zniknęło.
- Czy Byrn chce odprawić Rytuał w domu zgromadzeń? - dopytał kto inny, zasiewając wątpliwość wśród zebranych ludzi.
Grutan popadł w zadumę. Nie chciał kłamać. Założył, że Byrn nie zrobi kolejnego głupstwa i Rytuał odbędzie się w Świętym Miejscu. Ale Byrn nie zawarował go, że tak się stanie. W dodatku przeniesienie ciała Argruna do osady, a zwłaszcza do domu zgromadzeń, było już wystarczająco problematyczne i wprowadzało kolejne wątpliwości. To, razem z kłótnią rodziny oraz niepokojem mieszkańców i jego znajomych, skłaniało szamana do zadania sobie pytania jak to wszystko się odbije na wędrówce duszy zmarłego młodzieńca do Przodków.
I jeszcze ta tajemnicza energia!
Milczenie Grutana wykorzystał jeden z obecnych - mężczyzna o imieniu Tavik.
- Byrn, ten stary głupiec, łamie nasze obyczaje – prychnął. - Zobaczycie, sprowadzi na siebie nieszczęście ze strony Przodków!
- Waż swoje słowa! - ryknął Grutan na tyle głośno, na ile pozwoliło mu jego starcze gardło. Nagłe uniesienie dało mu posłuch w tłumie, ale i chwilę na pozbieranie myśli. Musiał teraz dobrze ułożyć zdania, żeby nie pogorszyć tej kruchej sytuacji. - Jeśli ktokolwiek rozpaczający po stracie członka rodziny jest głupcem, to każdy z Was albo już nim jest, albo niedługo będzie. Argrun był dla Was bliskim znajomym, ale dla Byrna znaczył znacznie więcej. Włożył w niego tyle miłości ile mógł, nauczył go prawie wszystkiego co umiał, a teraz rozpacza, gdyż cała jego ciężka praca legła w gruzach. Może i jego decyzja by przenieść Argruna nie była najtrafniejsza, ale kto z Was nie wie co czuje człowiek zaślepiony emocjami? Kto z Was potrafi myśleć racjonalnie gdy traci najbliższą osobę?
Jeśli uważacie, że wódz stracił rozum, to czemu poszliśmy za nim? – kontynuował Grutan. - Czemu, gdy niesione było ciało jego syna do domu zgromadzeń, podążyliśmy w orszaku? Byrn nam kazał, wykorzystując swoją władzę? Czy może tak uczyła nas nauka Przodków? Czy były to może emocje, które zawładnęły nami, smutek i żal po niespodziewanej śmierci Argruna? Nie, powiem wam – poszliśmy, bo wszyscy jesteśmy związani ze sobą.
Wiecie, że musimy przestrzegać nauk danych nam przez Przodków i to one nas łączą w jeden, silny lud. Przodkowie dali nam kierunek, w którym podążamy. Są jednak sytuacje, których nie da się przewidzieć, kiedy ktoś z nas musi zostać w tyle. Ilu z was prosiło mnie by przełożyć Rytuał, gdyż choroba Wam nie pozwalała odprawić go tego samego dnia? Jak często musiałem słuchać próśb o zmianę terminu każdego innego obrzędu, mimo że czas naglił? Takie sytuacje się zdarzały nie raz, nie dwa razy, a wielokrotnie. I nadal żyjemy razem. Nadal jesteśmy jedną rodziną.
- Ale choroba to... - próbował zabrać głos Tavik.
- Żona Arhaina, przyjaciela Twoich rodziców – Grutan wskazał palcem na Tavika - zmarła na jego oczach i, chociaż sam wtedy był blisko śmierci, tego samego dnia zdecydował się na Rytuał Odejścia. Ta decyzja mogło go kosztować życie! Czy zatem Arhain był głupi?
Tavik spuścił głowę.
- Arhain nie był głupi. Tak samo Byrn nie jest głupi – powiedział szaman spokojniej, patrząc po otaczających go twarzach. Odczytał z nich zrozumienie i pogodzenie się z sytuacją. - On po prostu rozpacza. Tak jak na innych czekaliśmy na drodze życia, tak i na Byrna musimy poczekać. Wódz będzie wiedział co zrobić. - Dla pewności dodał jeszcze: - Przodkowie mi to powiedzieli...
Zgromadzeni wokół szamana spuścili głowy. Widząc to, rzekł na koniec:
- Rytuał odbędzie się jutro o wschodzie słońca. A teraz idźcie do domów. To był ciężki dzień dla nas wszystkich.
Ludzie zaczęli rozchodzić się do swoich chat i w mgnieniu oka droga niemal opustoszała.
Grutan pogłaskał się po brodzie w konsternacji. Nigdy nie miał szczęścia w przemowach, lecz ta wyszła mu całkiem dobrze. Za dobrze, nawet. Co więcej, w jej trakcie tajemnicze uczucie znowu powróciło i z każdym jego słowem było silniejsze, tak jakby to on mu nadawał moc. Kiedy tylko skończył, powoli słabło, aż rozwiało się gdy został na drodze sam ze swoim uczniem.
- Szamanie?
Grutan wrócił myślami na ziemię, wsparł się znów o ramię ucznia i w ciszy ruszyli do szałasu.
Gdy tylko dotarli pod wejście i Rægok pomógł Grutanowi wkroczyć do środka, szaman powiedział:
- Ty też już idź. Dzisiaj nic więcej nie zrobimy. Chcę odpocząć i... w samotności porozmawiać z Przodkami. - Usiadł na posłaniu i oparł się plecami o jedną z pionowych belek w ścianie chaty. - Zresztą muszę być jutro na nogach przed świtem. Obudzisz mnie, prawda?
- Tak, szamanie – odparł Rægok. Gdy Grutan złożył nogi i zamknął oczy, pogrążając się w modlitwie, Rægok postarał się bezgłośnie opuścić swojego nauczyciela.
Po chwili, będąc już sam, szaman otworzył powieki i zawiesił wzrok na przeciwległej ścianie. Doświadczenie tego samego dwa razy w ciągu jednego dnia nie było przypadkiem. Nie mogło być.

----------------------
Następny: Przelana Krew - Rozdział 5.

----------------------

piątek, 3 sierpnia 2012

01. Kroniki Dusz - Przelana Krew - Rozdział 3.




- Byrn, wytłumacz mi, na duchy Przodków, coś ty sobie myślał?
Aren była wściekła. Nie zważała na to, że dom zgromadzeń stał otworem i ktoś mógł usłyszeć ich kłótnię. Chyba nawet chciała aby cała osada i mieszkańcy wszystkich okolicznych ziem wiedzieli co się dzieje w domu ich wodza.
Spojrzała jednak wymownym wzrokiem najpierw na Tæirca, a potem na drzwi.
- Co to miało znaczyć? - zapytała, gdy Tæirc poszedł zamknąć wejście. - Co tu robi Argrun? Wiesz, że to jest łamanie tradycji!
- Zamknij się, kobieto! - warknął Byrn.
Aren otworzyła usta, ale w szoku nic nie powiedziała.
Nie miał żadnego silnego argumentu, którym mógł odeprzeć ten atak. Chciał po prostu żeby Aren skończyła gadać. Rozumiał sens jej pytań. Przyniesienie zwłok Argruna kłóciło się z tym co zawsze głosił Grutan i się z tym zgadzał. Pragnął jednak w spokoju czuwać przy synie, bez żadnych krzyków i sporów, bez przypominania, że tradycja jest ważniejsza. Jednocześnie zdawał sobie sprawę, że przez najbliższe kilka chwil będzie to niewykonalne.
Podszedł do martwego Argruna i zaczął go głaskać po włosach. Aren nie dała za wygraną.
- Co tu robi Argrun? - ponowiła pytanie. - Czemu go tu przyniosłeś? Czemu nie przenieśliście go do Świętego Miejsca?
Grutan często przypominał, że podczas odprawiania Rytuału ciało zmarłego nie mogło być obecne w niedawnym miejscu zamieszkania lub w jego najbliższym otoczeniu. Dlatego tak samo traktowano chatę i osadę, w których bytował. Zbyt dużo bodźców pobudzających wspomnienia z życia mogło doprowadzić do pozostania duszy wśród żywych i jej długiego cierpienia.
Jednakowoż Grutan wprost nie zakazywał przynoszenia ciała do domu na czas przed Rytuałem. Unikano tego, gdyż wierzono w negatywny wpływ takiego działania. Miało to znacząco utrudnić wędrówkę duszy do Przodków. Rytuałom Odejścia i odprawianiu duszy służyło zatem odpowiednio oddalone Święte Miejsce. Stało się to więc tradycją i od kilku, a nawet kilkunastu pokoleń jej nie łamano.
Aż do tego momentu.
Aren, tak jak wcześniej szaman i Tæirc, starała się przypomnieć o tym Byrnowi. On jednak nie słuchał. Nie chciał słuchać. Skupiony był na Argrunie. Jego syn był taki spokojny. Wyglądał tak niewinnie, jakby tylko spał.
- Byrn! Odpowiadaj! - krzyknęła.
Milczał.
- Tæirc, mów do mnie! - rozkazała.
Tæirc stał z boku i przyglądał się bez słowa kłótni rodziców. Podszedł bliżej nich i odchrząknął.
- Ojciec zdecydował, że przeniesiemy tu Argruna, bo chciał-
Zdanie przerwała Aren, zwracając się znów do Byrna z pretensjami:
- Nawet nie zapytasz co się dzieje z Twoją córką!
- Ona tylko zemdlała – odpowiedział ze spokojem Byrn.
- Mało co serce jej nie stanęło! Wiesz jaki to był dla niej szok?
- To mogła zostać tutaj i nie interesować się walką!
- Tak jak ty się nią teraz nie interesujesz?
- Ja nie-
- Nie pomyślałeś o tym, że oglądanie trupa brata przez resztę dnia może jej jeszcze zaszkodzić?
- To co niby miałem zrobić?
Tæirc zauważył, że dłoń ojca ułożyła się w pięść.
- Byrn, ona po prostu potrzebowała ciebie!
Byrn uderzył w stół.
- On też mnie potrzebował! - ryknął, wskazując na Argruna.
W sali zapadła cisza. Aren zobaczyła w oczach Byrna furię. Odwróciła wzrok.
Chociaż Tæirc wzdrygnął się na ten nagły wybuch ojca, postanowił spróbować wykorzystać chwilę względnego spokoju na ostudzenie emocji i wytłumaczenie matce zamiarów wodza.
- Proszę was. Wystarczy nam jedna tragedia. Ojciec chciał tylko pożegnać się z Argrunem. Tak przynajmniej nam mówił. Próbowałem go odciągnąć od tego pomysłu, lecz nic to nie dało. Co więcej Grutan zgodził się odprawić Rytuał Odejścia o wschodzie słońca – powiedział do matki, licząc na uspokojenie obu rodziców.
Nie był to jednak dobry pomysł. Aren spojrzała z niedowierzaniem na syna. Jej dobitne spojrzenie krążyło parę razy pomiędzy nim a Byrnem, aż w końcu zakryła twarz by ukryć... sama nie wiedziała co. Zażenowanie? Rozpacz? Wściekłość? Była to cała mieszanka skrajnych uczuć.
- Megnart, oprócz zabicia naszego syna, musiał przy okazji zjeść ci cały rozsądek! - krzyknęła rozkładając ręce. - Czy chcesz aby ludzie wypowiedzieli ci posłuszeństwo?
Byrn znowu zacisnął dłonie w pięści.
- To tylko jedna tradycja, ludzie zrozumieją.
- Tylko jedna? Widziałeś, że wyszli! Wraz z kolejnymi zaczną się zastanawiać czy chcą słuchać kogoś, kto nie szanuje nauki Przodków.
To była poważna groźba. Ludzie z grodu byli ze sobą silnie związani nie tylko poprzez powszechną znajomość, ale i wspólne wierzenia. Zdarzały się czasem osoby, które postanawiały zrezygnować z nauk Przodków. Skutkowało to zawsze powolnym oddalaniem się społeczności od nich, a nieraz i odejściem takiego człowieka z osady. Jednocześnie nigdy w historii wódz nie łamał tak otwarcie zasad, które dali Przodkowie, co dla Byrna mogło skończyć się zdecydowanie gorzej niż jedynie wyklęciem.
- Nie obchodzi mnie to. Nie mogę zostawić Argruna – rzekł.
- To teraz bardziej się martwisz martwymi niż żywymi? - Aren zaczęła zbliżać się do Byrna. - Jakoś nie pamiętam, żebyś z takim oddaniem poświęcił się Odali albo Cal!
Tæirc drgnął na dźwięk tych imion. Odala była pierwszym po Tæircie dzieckiem Byrna i Aren. Na świat przyszła rok po Tæircie i nie pamiętał jej w ogóle, gdyż zmarła w trakcie porodu. Jej śmierć spowodowała tak mocny szok, że Byrn i Aren postarali się o następne dziecko dopiero pięć wiosen później.
Natomiast Cal była ich ostatnim potomkiem. Tæirc wciąż miał ją w pamięci, lecz szczegóły zatarte zostały przez czas. Jednakże pierwsze co sobie przypomniał to to, że zmarła niedługo po osiągnięciu przez niego dorosłości.
Byrn kiwał głową w lewo i prawo.
- To były inne sytuacje.
- To też były Twoje dzieci! I tak, jak Argrun, nie żyją! Co się tym razem zmieniło? Dlaczego chcesz mieć go tutaj na noc?
Cała obecna w sali trójka wiedziała, że chodzi tu o więź, którą Byrn wykształcił z najmłodszym synem przez ostatnie kilka roków. Tæirc nie narzekał na to – przed osiągnięciem dorosłości ojciec go rozpieszczał, przy okazji nieco gorzej traktując Argruna. Kiedy wreszcie Tæirc przekroczył granicę pełnoletności i zaczął podejmować własne decyzje, Byrn więcej czasu poświęcał młodszemu ze swoich synów. Skończyło się to zbliżeniem mocniejszym od tego, który Tæirc miał z Byrnem.
- Ty nie chcesz żeby odszedł, żeby jego duch połączył się z Przodkami – stwierdziła wreszcie Aren. - Jesteś samolubnym egoistą! Chcesz go mieć cały czas przy sobie! Chcesz by dusza Argruna skończyła w zwierzęcym chaosie! By był przeklęty na wieki!
Byrn nie wytrzymał. Aren napięła wszystkie mięśnie przygotowując się na cios w twarz. Byrn zamachnął się, lecz nagle zamarł, wpatrując się w punkt za żoną. Aren obróciła się, podążając za jego wzrokiem. W przejściu do innego pomieszczenia stała Margre, odsuwając w bok skórę zasłaniającą wnętrze izby. Była blada i osłabiona, przez co musiała podeprzeć się o ścianę gdy wchodziła. Tæirc podszedł do niej, lecz zatrzymała go ruchem dłoni.
- Nie potrzebuję pomocy, bracie.
Wzięła parę wdechów i powolnym krokiem podeszła do stołu, na którym leżał Argrun. Oparła się o blat ręką i spojrzała na ciało.
- Czy... cierpiał? - zapytała cicho.
- Nie... zwierzę go... Argrun zginął na miejscu – odpowiedział Tæirc.
- A megnart?
- Żre piach – odparł Byrn z wściekłą radością.
Na twarzy Margre pojawił się wąski uśmiech. Skromna i spokojna na co dzień dziewczyna czuła satysfakcję, że zwierzę, które odebrało jej brata, nie żyje. Wtem osunęła się na podłogę. Tæirc szybko podbiegł i chwycił ją za ramię. Zaraz obok znalazła się Aren. Byrn, stojący najbliżej córki, nawet nie drgnął.
- Jesteś jeszcze słaba, musisz odpocząć – zaniepokoiła się Aren.
- Pomożesz mi...? - zapytała Margre, spoglądając na matkę.
Aren spojrzała gniewnie na męża i razem z Tæircem podniosła Margre na nogi. Musiała powiedzieć to co powiedziała wcześniej Byrnowi. Musiała przemówić do jego rozsądku. Uważała, że to zmusi go do przemyślenia sprawy. Wzięła córkę pod rękę i powoli doszły do izby, z której Margre przyszła. Tuż przed odsunięciem skóry zagradzającej przejście, Aren rzuciła jeszcze okiem na Argruna, po czym obie zniknęły po drugiej stronie.
W sali znów zapanowała cisza. Tymczasem Tæirc mógł niemalże usłyszeć jak Byrn bije się w myślach sam ze sobą. Jeszcze przed chwilą nie przejmował się nikim i niczym. Nie obchodziło go co ludzie mogli o nim pomyśleć. Gotów był nawet podnieść rękę na najbliższą mu osobę byleby dała mu spokój. Dopiero widok osłabionej córki go złamał i skłonił do głębszych przemyśleń.
- Ojcze, wiem, że to ciężko zabrzmi, ale niszczysz siebie... i przy okazji nas – oznajmił z założonymi na piersi rękami.
Byrn usiadł na jednej z ław pośrodku sali i pociągnął nosem. Spojrzał pod nogi by po raz kolejny ukryć przed synem swój smutek.
- Chciałem tylko... móc widzieć go jeszcze raz... nie da się... po prostu pozwolić mu odejść. Cały ten czas nie myślałem o was... Muszę o was pamiętać. – Tæirc zwężył powieki, co nie uszło uwadze Byrna. - Co się tak patrzysz? O tobie nie zapomniałem! - burknął przez zwilżone oczy.
Wzrok Tæirca był raczej oznaką zaciekawienia i nie miał na celu sprowokować ojca. Starał się nie dawać tego po sobie poznać, ale uśmiechnął się w duchu. Udało mu się wywołać reakcję, w której słyszał dawnego ojca, sprzed tragedii. Widząc, że Byrn powoli odzyskiwał zmysły, wyszedł, zostawiając go w sali samego z ciałem Argruna.

-------------------
Następny: Przelana Krew - Rozdział 4
-------------------