piątek, 24 sierpnia 2012

01. Kroniki Dusz - Przelana Krew - Rozdział 5.



Próba spędzenia popołudnia, jakby nic się nie stało, spełzła na niczym. Emocje wciąż były silne i nie chciały opuścić Tæirca. Co gorsza, wszystko wokół przypominało mu o śmierci Argruna, a najbardziej sam jego brak. Ta pustka po bracie sprawiła, że nie było miejsca, gdzie mógł o tym nie myśleć.
Każda śmierć w ich miejscowości była odczuwalna. Prawie wszyscy znali się doskonale, przez co każdym Rytuale Odejścia zbierała się cała wioska. Na ogół odejście kogoś przynosiło na kilka dni rozpacz w rodzinie, podczas gdy reszta mieszkańców wioski, chociaż wyraźnie współczująca, jakoś żyła swoim życiem. Nigdy jednak smutek po stracie znajomej osoby nie był tak wyczuwalny, tak namacalny jak teraz.
Wystarczył jeden spacer do głównej bramy i z powrotem by obiektywnie opisać jaki panował nastrój. Widok szarych, posępnych twarzy ludzi, krzątających się między chatami bez celu, przygnębiał niezwykle. Wszyscy znali Argruna od dziecka, a fakt, że należał do rodziny wodza, pogłębiał tylko tą grobową atmosferę. Ktokolwiek widział walkę powiedziałby bez wątpienia, że Argrunowi szło świetnie... Aż do tamtego strasznego momentu...
Jego śmierć była nagła. Zbyt nagła.
Mimo to, najgorsze według Tæirca działo się w głównej sali domu zgromadzeń. Ile razy wychodził ze swojego domu lub do niego wracał, musiał przez nią przechodzić. Mijał wtedy swojego ojca, klęczącego ze spuszczoną głową przed ciałem Argruna. Ten widok ciągle go przerażał. Kkażde spojrzenie na te zwłoki odświeżały widok brata miażdżonego przez rozszalałego megnarta, potworny, dudniący w uszach ryk bestii i zapach zmieszanej ludzkiej i zwierzęcej krwi.
Z drugiej strony, Tæirc martwił się o stan swojego ojca. Dumny wódz tej i czterech okolicznych wiosek oraz świetny wojownik, wciąż stanowiący nie lada wyzwanie dla innych, w jednej chwili zmienił się w słabego, bezbronnego starca. Tæirc poprosił kilku najbliższych przyjaciół Byrna i jego najbardziej zaufanych ludzi, z którymi zawsze jedli, by tym razem spożyli posiłek sami. Tymczasem dowiedział się od nich, że i tak nie mieli zamiaru przychodzić „z szacunku do zmarłego i jego ojca”. Miał świadomość, że przyniesienie ciała do domu zgromadzeń spowodowało szereg wątpliwości co do stanu wodza. Jego zachowanie było niespotykane i nikt nie chciał mieć takich doświadczeń jak Vergantac.
Jednakże Cakac chciał zostać i poczuwać razem z Byrnem przy ciele Argruna. Tæirc stanowczo to odradził, uzasadniając potrzebą spokoju dla wodza i jego zmarłego syna. Cakac nie widział w swoim zachowaniu niczego złego, dlatego pokłócił się z Tæircem. Tuż przed zachodem słońca zebrał jednak ludzi, z którymi oglądał walkę w Kręgu, i zdecydował się wrócić do swojego grodu.
W końcu nadszedł wieczór. Choć czuł fizyczne zmęczenie, napięcie całego organizmu nie pozwalało Tæircowi na odpoczynek. Czasem, gdy on i Argrun nie mogli zasnąć, wychodzili razem z domu i siedzieli pod gołym niebem aż do wschodu słońca. patrząc to na gwiazdy, to na oba księżyce. Im jednak Argrun był starszy, tym rzadziej to robili, aż w końcu całkowicie zaprzestali. Teraz, wiedząc, że nie przestanie myśleć o swoim bracie i nie widząc żadnej innej sensownej alternatywy, Tæirc postanowił wyjść na zewnątrz.
Musiał jednak przejść tamtędy.
Stanął w przejściu do swojej izby, odchylając w bok wiszącą skórę, i spojrzał na główną salę. Na ścianach paliły się tylko trzy pochodnie – jedna nad głównym wejściem oraz dwie nad Byrnem i ciałem Argruna. Dopiero teraz zauważył, że jego ojciec znajdował się w tej samej pozycji, w której zaczął czuwanie. Widział go dosyć często tego dnia, dlatego zastanawiał się, czy opuszczał pomieszczenie i czy w ogóle ruszył się z miejsca.
Wtem zobaczył jakiś ruch w ciemności po drugiej stronie. Światło z pochodni nie sięgało na tyle daleko by odkryć Tæirca, dlatego zasłonił się skórą i obserwował. Po chwili nieopodal Byrna, pokazała się Aren, która powoli podeszła w stronę męża i delikatnie położyła rękę na jego ramieniu. Byrn powoli podniósł głowę i Aren powiedziała coś cicho. Tæirc zrozumiał, że matka musiała zachęcić ojca do pójścia spać, gdyż Byrn podniósł się i razem, przytuleni do siebie zniknęli w cieniu.
Przynajmniej on zasługuje na odpoczynek”, pomyślał Tæirc.
Odczekał chwilkę i, będąc pewien, że jest sam, opuścił swoją kryjówkę. Przybliżył się do stołu, gdzie leżało ciało Argruna, i stanął od strony głównego wyjścia. Wyciągnął z prawej kieszeni talizman, który zabrał z pomieszczenia przygotowawczego w Kręgu i trzymał go w zaciśniętej dłoni. Jego myśli nawiedziła seria pytań: Dlaczego go zdjął? Dlaczego zrezygnował z ochrony Przodków? Czy przed walką w ogóle się modlił?
Zamyślenie sprawiło, że stracił poczucie czasu. Z tego stanu wyrwało go bezgłośne pojawienie się Margre obok.
- Rzeczywiście wygląda jakby spał.
Na dźwięk jej głosu szybko schował wisiorek, mając nadzieję, że siostra tego nie zauważyła.
Myślał, że cały czas odpoczywała w izbie rodziców. Musiała wyjść wcześniej w ciągu dnia, kiedy jego nie było w domu zgromadzeń. Stojąc przy Argrunie, Tæirc miał widok na przejścia do obu pomieszczeń, dlatego nie sądził, że ktoś go może zaskoczyć.
Obrócił głowę w jej stronę. W świetle pochodni dostrzegł, że skóra zaczynała odzyskiwać naturalny kolor, a wzrok, mimo zmęczenia, był żywy. Chwyciła go za lewą rękę i oparła głowę o jego ramię.
- Czy czujesz się już lepiej? - zapytał.
- Tak, trochę tak, chociaż...
Jej chwytowi brakowało pewności. Wyczuł, że jego siostra, na co dzień dosyć żywa osoba, nadal była słaba.
- Zawsze myślałam, że jeśli zobaczę śmierć na własne oczy, to będzie to miało miejsce podczas jakiejś bitwy. Nigdy podczas prostej walki z głupim zwierzęciem.
- Ona przecież nie była prosta! Sama widziałaś co się stało! – zaprotestował Tæirc, choć zaraz potem poprawił się w sobie, że ona wcale nie należała do trudnych, tylko... skończyła się nieszczęśliwie. Próbował jednak odciążyć Argruna, by siostra nie myślała o zmarłym jako o zbyt niedoświadczonym.
Margre tymczasem odsunęła się od Tæirca i spojrzała na niego jakby nie wiedział co mówi.
- Bracie, kogo próbujesz oszukać? Może i megnarty są niebezpieczne, może i nie mam do czynienia z bronią na co dzień, tak jak i pewnie inne kobiety w osadzie, ale przecież Argrun był gotowy i wszyscy wiedzieliśmy, że to nie będzie dla niego ciężka potyczka.
Tæirc sięgnął pamięcią kilka dni wstecz kiedy to łowcy zapewniali go o odpowiednim przygotowaniu bestii do walki, a pora dzienna dodatkowo miała znacznie ułatwić sprawę. Jakimś sposobem ta informacja szybko rozniosła się wśród mieszkańców wioski i zaczęli oni uważać tę konfrontację za czystą formalność; dwa rzuty włócznią, kilka cięć i można beztrosko bawić się by oddać cześć młodemu synowi wodza.
- Każdy przecież sądził, iż mu się uda - skwitowała. - Przodkowie na pewno nad nim czuwali.
Tæirc dotknął dłonią kieszeni, w której znajdował się talizman. Powiedzenie komukolwiek o tym, że Argrun go ściągnął przed wejściem do Kręgu, dolałoby oliwy do ognia. Jak mu to powiedział Rægok, już samo przeniesienie ciała do domu zgromadzeń wywołało wśród ludzi falę oburzenia, którą powstrzymał Grutan. Co by się stało, gdyby dowiedzieli się, że syn wodza w taki sposób postanowił zerwać kontakt z Przodkami?
- Co się stało z megnartem?
- Przed zmierzchem łowcy powiedzieli mi, że potną ciało na kawałki i porzucą w lesie, by felkery się nim zajęły. Całe truchło byłoby zbyt ciężkie do-
Przerwał, bo wtem zauważył, że Margre słabnie. Złapał ją szybko zanim osunęła się na ziemię.
- Uważaj, jeszcze nie wróciły Ci wszystkie siły – powiedział.
- Rzeczywiście - mówili prawdę, że pierwszy raz jest zawsze najgorszy.
Tæirc, jako wojownik, widział wiele śmierci na własne oczy. Czy to lała się krew ludzka czy zwierzęca, czy to z jego broni czy kogoś innego odbierano życie, jej ilość przyzwyczaiła Tæirca do tego widoku, choć zawsze pozostawało to okropne drżenie, przechodzące w mgnieniu oka przez jego ciało.
Widział, że Margre wciąż brakuje sił. Musiał jednak dowiedzieć się jednej rzeczy. Zapytał więc ostrożnie:
- A Cal?
Zdawał sobie sprawę, że temat ich zmarłej siostry jest delikatny, zwłaszcza, iż Margre była pierwszym świadkiem jej odejścia z grona żywych. Miał nadzieję, że czas zatarł nieco tamte emocje i pytanie nie wywoła to ich ponownego przywołania. Chciał zahaczyć o ten temat.
- Z Cal to było... co innego. Codziennie ją widziałam, małego uśmiechniętego szkraba. Pamiętasz pewnie, że zanim Ty wyjechałeś walczyć, zachorowała. Codziennie czuwałam przy niej, podczas gdy matka chodziła do szamana po zioła. Jednego ranka się obudziłam i zobaczyłam, że nie oddycha... że odeszła... Chodzi mi o to, że...
Tæirc spostrzegł, że z oczu Margre popłynęły łzy. Wyrażenie swoich uczuć szło jej niezwykle ciężko.
- Nikt się nie spodziewał, że Argrun zginie! Widzieliśmy jak odszedł! Na oczach dziesiątek ludzi! Jedno mrugnięcie i... Wszyscy myśleli, że Argrun idzie tam tylko po to, żeby zabić to zwierzę... dla widowiska... dla zabawy... a nie walczyć z nim na śmierć i życie.
Margre przytuliła się do brata, a ten objął ją swoimi szerokimi ramionami.
- To było straszne... - szepnęła.
- Wiem, Margre.
- Gdyby tylko Vergantac nie...
Urwała. Tæirc w osłupieniu skierował oczy na siostrę.
- Nie rozumiem. Vergantac? O czym Ty mówisz, Margre? Co Vergantac miał nie-
Ona jednak nie odpowiedziała. Puściła go i skierowała do swojej izby.
- Dobranoc – szepnęła, zanim zniknęła w ciemności.
Tæirc pozostał jeszcze chwilę w sali. „Co chciałaś mi powiedzieć?” zapytał się w myśli. Spojrzał na ciało swojego brata, po czym znowu wyciągnął z kieszeni talizman. „Czego jeszcze nie wiem o Tobie, bracie?” Pochylił się nad Argrunem i zawiązał wisiorek za jego szyją.
- Dobranoc, bracie – powiedział i ruszył do wyjścia z domu zgromadzeń.
Teraz już na pewno nie będzie mógł zasnąć.

----------------------
Następny: Przelana Krew - Rozdział 6.

----------------------

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz