Poprzedni: Przelana Krew - Rozdział 2.
-
Byrn, wytłumacz mi, na duchy Przodków, coś ty sobie myślał?
Aren
była wściekła. Nie zważała na to, że dom zgromadzeń stał
otworem i ktoś mógł usłyszeć ich kłótnię. Chyba nawet chciała
aby cała osada i mieszkańcy wszystkich okolicznych ziem wiedzieli
co się dzieje w domu ich wodza.
Spojrzała
jednak wymownym wzrokiem najpierw na Tæirca, a potem na drzwi.
-
Co to miało znaczyć? - zapytała, gdy Tæirc poszedł zamknąć
wejście. - Co tu robi Argrun? Wiesz, że to jest łamanie tradycji!
-
Zamknij się, kobieto! - warknął Byrn.
Aren
otworzyła usta, ale w szoku nic nie powiedziała.
Nie
miał żadnego silnego argumentu, którym mógł odeprzeć ten atak.
Chciał po prostu żeby Aren skończyła gadać. Rozumiał sens jej
pytań. Przyniesienie zwłok Argruna kłóciło się z tym co zawsze
głosił Grutan i się z tym zgadzał. Pragnął jednak w spokoju
czuwać przy synie, bez żadnych krzyków i sporów, bez
przypominania, że tradycja jest ważniejsza. Jednocześnie zdawał
sobie sprawę, że przez najbliższe kilka chwil będzie to
niewykonalne.
Podszedł
do martwego Argruna i zaczął go głaskać po włosach. Aren nie
dała za wygraną.
-
Co tu robi Argrun? - ponowiła pytanie. - Czemu go tu przyniosłeś?
Czemu nie przenieśliście go do Świętego Miejsca?
Grutan
często przypominał, że podczas odprawiania Rytuału ciało
zmarłego nie mogło być obecne w niedawnym miejscu zamieszkania lub
w jego najbliższym otoczeniu. Dlatego tak samo traktowano chatę i
osadę, w których bytował. Zbyt dużo bodźców pobudzających
wspomnienia z życia mogło doprowadzić do pozostania duszy wśród
żywych i jej długiego cierpienia.
Jednakowoż
Grutan wprost nie zakazywał przynoszenia ciała do domu na czas
przed Rytuałem. Unikano tego, gdyż wierzono w negatywny wpływ
takiego działania. Miało to znacząco utrudnić wędrówkę duszy
do Przodków. Rytuałom Odejścia i odprawianiu duszy służyło
zatem odpowiednio oddalone Święte Miejsce. Stało się to więc
tradycją i od kilku, a nawet kilkunastu pokoleń jej nie łamano.
Aż
do tego momentu.
Aren,
tak jak wcześniej szaman i Tæirc, starała się przypomnieć o tym
Byrnowi. On jednak nie słuchał. Nie chciał słuchać. Skupiony był
na Argrunie. Jego syn był taki spokojny. Wyglądał tak niewinnie,
jakby tylko spał.
-
Byrn! Odpowiadaj! - krzyknęła.
Milczał.
-
Tæirc, mów do mnie! - rozkazała.
Tæirc
stał z boku i przyglądał się bez słowa kłótni rodziców.
Podszedł bliżej nich i odchrząknął.
-
Ojciec zdecydował, że przeniesiemy tu Argruna, bo chciał-
Zdanie
przerwała Aren, zwracając się znów do Byrna z pretensjami:
-
Nawet nie zapytasz co się dzieje z Twoją córką!
-
Ona tylko zemdlała – odpowiedział ze spokojem Byrn.
-
Mało co serce jej nie stanęło! Wiesz jaki to był dla niej szok?
-
To mogła zostać tutaj i nie interesować się walką!
-
Tak jak ty się nią teraz nie interesujesz?
-
Ja nie-
-
Nie pomyślałeś o tym, że oglądanie trupa brata przez resztę
dnia może jej jeszcze zaszkodzić?
-
To co niby miałem zrobić?
Tæirc
zauważył, że dłoń ojca ułożyła się w pięść.
-
Byrn, ona po prostu potrzebowała ciebie!
Byrn
uderzył w stół.
-
On też mnie potrzebował! - ryknął, wskazując na Argruna.
W
sali zapadła cisza. Aren zobaczyła w oczach Byrna furię. Odwróciła
wzrok.
Chociaż
Tæirc wzdrygnął się na ten nagły wybuch ojca, postanowił
spróbować wykorzystać chwilę względnego spokoju na ostudzenie
emocji i wytłumaczenie matce zamiarów wodza.
-
Proszę was. Wystarczy nam jedna tragedia. Ojciec chciał tylko
pożegnać się z Argrunem. Tak przynajmniej nam mówił. Próbowałem
go odciągnąć od tego pomysłu, lecz nic to nie dało. Co więcej
Grutan zgodził się odprawić Rytuał Odejścia o wschodzie słońca
– powiedział do matki, licząc na uspokojenie obu rodziców.
Nie
był to jednak dobry pomysł. Aren spojrzała z niedowierzaniem na
syna. Jej dobitne spojrzenie krążyło parę razy pomiędzy nim a
Byrnem, aż w końcu zakryła twarz by ukryć... sama nie wiedziała
co. Zażenowanie? Rozpacz? Wściekłość? Była to cała mieszanka
skrajnych uczuć.
-
Megnart, oprócz zabicia naszego syna, musiał przy okazji zjeść ci
cały rozsądek! - krzyknęła rozkładając ręce. - Czy chcesz aby
ludzie wypowiedzieli ci posłuszeństwo?
Byrn
znowu zacisnął dłonie w pięści.
-
To tylko jedna tradycja, ludzie zrozumieją.
-
Tylko jedna? Widziałeś, że wyszli! Wraz z kolejnymi zaczną się
zastanawiać czy chcą słuchać kogoś, kto nie szanuje nauki
Przodków.
To
była poważna groźba. Ludzie z grodu byli ze sobą silnie związani
nie tylko poprzez powszechną znajomość, ale i wspólne wierzenia.
Zdarzały się czasem osoby, które postanawiały zrezygnować z nauk
Przodków. Skutkowało to zawsze powolnym oddalaniem się
społeczności od nich, a nieraz i odejściem takiego człowieka z
osady. Jednocześnie nigdy w historii wódz nie łamał tak otwarcie
zasad, które dali Przodkowie, co dla Byrna mogło skończyć się
zdecydowanie gorzej niż jedynie wyklęciem.
-
Nie obchodzi mnie to. Nie mogę zostawić Argruna – rzekł.
-
To teraz bardziej się martwisz martwymi niż żywymi? - Aren zaczęła
zbliżać się do Byrna. - Jakoś nie pamiętam, żebyś z takim
oddaniem poświęcił się Odali albo Cal!
Tæirc
drgnął na dźwięk tych imion. Odala była pierwszym po Tæircie
dzieckiem Byrna i Aren. Na świat przyszła rok po Tæircie i nie
pamiętał jej w ogóle, gdyż zmarła w trakcie porodu. Jej śmierć
spowodowała tak mocny szok, że Byrn i Aren postarali się o
następne dziecko dopiero pięć wiosen później.
Natomiast
Cal była ich ostatnim potomkiem. Tæirc wciąż miał ją w pamięci,
lecz szczegóły zatarte zostały przez czas. Jednakże pierwsze co
sobie przypomniał to to, że zmarła niedługo po osiągnięciu
przez niego dorosłości.
Byrn
kiwał głową w lewo i prawo.
-
To były inne sytuacje.
-
To też były Twoje dzieci! I tak, jak Argrun, nie żyją! Co się
tym razem zmieniło? Dlaczego chcesz mieć go tutaj na noc?
Cała
obecna w sali trójka wiedziała, że chodzi tu o więź, którą
Byrn wykształcił z najmłodszym synem przez ostatnie kilka roków.
Tæirc nie narzekał na to – przed osiągnięciem dorosłości
ojciec go rozpieszczał, przy okazji nieco gorzej traktując Argruna.
Kiedy wreszcie Tæirc przekroczył granicę pełnoletności i zaczął
podejmować własne decyzje, Byrn więcej czasu poświęcał
młodszemu ze swoich synów. Skończyło się to zbliżeniem
mocniejszym od tego, który Tæirc miał z Byrnem.
-
Ty nie chcesz żeby odszedł, żeby jego duch połączył się z
Przodkami – stwierdziła wreszcie Aren. - Jesteś samolubnym
egoistą! Chcesz go mieć cały czas przy sobie! Chcesz by dusza
Argruna skończyła w zwierzęcym chaosie! By był przeklęty na
wieki!
Byrn
nie wytrzymał. Aren napięła wszystkie mięśnie przygotowując się
na cios w twarz. Byrn zamachnął się, lecz nagle zamarł, wpatrując
się w punkt za żoną. Aren obróciła się, podążając za jego
wzrokiem. W przejściu do innego pomieszczenia stała Margre,
odsuwając w bok skórę zasłaniającą wnętrze izby. Była blada i
osłabiona, przez co musiała podeprzeć się o ścianę gdy
wchodziła. Tæirc podszedł do niej, lecz zatrzymała go ruchem
dłoni.
-
Nie potrzebuję pomocy, bracie.
Wzięła
parę wdechów i powolnym krokiem podeszła do stołu, na którym
leżał Argrun. Oparła się o blat ręką i spojrzała na ciało.
-
Czy... cierpiał? - zapytała cicho.
-
Nie... zwierzę go... Argrun zginął na miejscu – odpowiedział
Tæirc.
-
A megnart?
-
Żre piach – odparł Byrn z wściekłą radością.
Na
twarzy Margre pojawił się wąski uśmiech. Skromna i spokojna na co
dzień dziewczyna czuła satysfakcję, że zwierzę, które odebrało
jej brata, nie żyje. Wtem osunęła się na podłogę. Tæirc szybko
podbiegł i chwycił ją za ramię. Zaraz obok znalazła się Aren.
Byrn, stojący najbliżej córki, nawet nie drgnął.
-
Jesteś jeszcze słaba, musisz odpocząć – zaniepokoiła się
Aren.
-
Pomożesz mi...? - zapytała Margre, spoglądając na matkę.
Aren
spojrzała gniewnie na męża i razem z Tæircem podniosła Margre na
nogi. Musiała powiedzieć to co powiedziała wcześniej Byrnowi.
Musiała przemówić do jego rozsądku. Uważała, że to zmusi go do
przemyślenia sprawy. Wzięła córkę pod rękę i powoli doszły do
izby, z której Margre przyszła. Tuż przed odsunięciem skóry
zagradzającej przejście, Aren rzuciła jeszcze okiem na Argruna, po
czym obie zniknęły po drugiej stronie.
W
sali znów zapanowała cisza. Tymczasem Tæirc mógł niemalże
usłyszeć jak Byrn bije się w myślach sam ze sobą. Jeszcze przed
chwilą nie przejmował się nikim i niczym. Nie obchodziło go co
ludzie mogli o nim pomyśleć. Gotów był nawet podnieść rękę na
najbliższą mu osobę byleby dała mu spokój. Dopiero widok
osłabionej córki go złamał i skłonił do głębszych przemyśleń.
-
Ojcze, wiem, że to ciężko zabrzmi, ale niszczysz siebie... i przy
okazji nas – oznajmił z założonymi na piersi rękami.
Byrn
usiadł na jednej z ław pośrodku sali i pociągnął nosem.
Spojrzał pod nogi by po raz kolejny ukryć przed synem swój smutek.
-
Chciałem tylko... móc widzieć go jeszcze raz... nie da się... po
prostu pozwolić mu odejść. Cały ten czas nie myślałem o was...
Muszę o was pamiętać. – Tæirc zwężył powieki, co nie uszło
uwadze Byrna. - Co się tak patrzysz? O tobie nie zapomniałem! -
burknął przez zwilżone oczy.
Wzrok
Tæirca był raczej oznaką zaciekawienia i nie miał na celu
sprowokować ojca. Starał się nie dawać tego po sobie poznać, ale
uśmiechnął się w duchu. Udało mu się wywołać reakcję, w
której słyszał dawnego ojca, sprzed tragedii. Widząc, że Byrn
powoli odzyskiwał zmysły, wyszedł, zostawiając go w sali samego z
ciałem Argruna.
-------------------
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz