piątek, 3 sierpnia 2012

01. Kroniki Dusz - Przelana Krew - Rozdział 3.




- Byrn, wytłumacz mi, na duchy Przodków, coś ty sobie myślał?
Aren była wściekła. Nie zważała na to, że dom zgromadzeń stał otworem i ktoś mógł usłyszeć ich kłótnię. Chyba nawet chciała aby cała osada i mieszkańcy wszystkich okolicznych ziem wiedzieli co się dzieje w domu ich wodza.
Spojrzała jednak wymownym wzrokiem najpierw na Tæirca, a potem na drzwi.
- Co to miało znaczyć? - zapytała, gdy Tæirc poszedł zamknąć wejście. - Co tu robi Argrun? Wiesz, że to jest łamanie tradycji!
- Zamknij się, kobieto! - warknął Byrn.
Aren otworzyła usta, ale w szoku nic nie powiedziała.
Nie miał żadnego silnego argumentu, którym mógł odeprzeć ten atak. Chciał po prostu żeby Aren skończyła gadać. Rozumiał sens jej pytań. Przyniesienie zwłok Argruna kłóciło się z tym co zawsze głosił Grutan i się z tym zgadzał. Pragnął jednak w spokoju czuwać przy synie, bez żadnych krzyków i sporów, bez przypominania, że tradycja jest ważniejsza. Jednocześnie zdawał sobie sprawę, że przez najbliższe kilka chwil będzie to niewykonalne.
Podszedł do martwego Argruna i zaczął go głaskać po włosach. Aren nie dała za wygraną.
- Co tu robi Argrun? - ponowiła pytanie. - Czemu go tu przyniosłeś? Czemu nie przenieśliście go do Świętego Miejsca?
Grutan często przypominał, że podczas odprawiania Rytuału ciało zmarłego nie mogło być obecne w niedawnym miejscu zamieszkania lub w jego najbliższym otoczeniu. Dlatego tak samo traktowano chatę i osadę, w których bytował. Zbyt dużo bodźców pobudzających wspomnienia z życia mogło doprowadzić do pozostania duszy wśród żywych i jej długiego cierpienia.
Jednakowoż Grutan wprost nie zakazywał przynoszenia ciała do domu na czas przed Rytuałem. Unikano tego, gdyż wierzono w negatywny wpływ takiego działania. Miało to znacząco utrudnić wędrówkę duszy do Przodków. Rytuałom Odejścia i odprawianiu duszy służyło zatem odpowiednio oddalone Święte Miejsce. Stało się to więc tradycją i od kilku, a nawet kilkunastu pokoleń jej nie łamano.
Aż do tego momentu.
Aren, tak jak wcześniej szaman i Tæirc, starała się przypomnieć o tym Byrnowi. On jednak nie słuchał. Nie chciał słuchać. Skupiony był na Argrunie. Jego syn był taki spokojny. Wyglądał tak niewinnie, jakby tylko spał.
- Byrn! Odpowiadaj! - krzyknęła.
Milczał.
- Tæirc, mów do mnie! - rozkazała.
Tæirc stał z boku i przyglądał się bez słowa kłótni rodziców. Podszedł bliżej nich i odchrząknął.
- Ojciec zdecydował, że przeniesiemy tu Argruna, bo chciał-
Zdanie przerwała Aren, zwracając się znów do Byrna z pretensjami:
- Nawet nie zapytasz co się dzieje z Twoją córką!
- Ona tylko zemdlała – odpowiedział ze spokojem Byrn.
- Mało co serce jej nie stanęło! Wiesz jaki to był dla niej szok?
- To mogła zostać tutaj i nie interesować się walką!
- Tak jak ty się nią teraz nie interesujesz?
- Ja nie-
- Nie pomyślałeś o tym, że oglądanie trupa brata przez resztę dnia może jej jeszcze zaszkodzić?
- To co niby miałem zrobić?
Tæirc zauważył, że dłoń ojca ułożyła się w pięść.
- Byrn, ona po prostu potrzebowała ciebie!
Byrn uderzył w stół.
- On też mnie potrzebował! - ryknął, wskazując na Argruna.
W sali zapadła cisza. Aren zobaczyła w oczach Byrna furię. Odwróciła wzrok.
Chociaż Tæirc wzdrygnął się na ten nagły wybuch ojca, postanowił spróbować wykorzystać chwilę względnego spokoju na ostudzenie emocji i wytłumaczenie matce zamiarów wodza.
- Proszę was. Wystarczy nam jedna tragedia. Ojciec chciał tylko pożegnać się z Argrunem. Tak przynajmniej nam mówił. Próbowałem go odciągnąć od tego pomysłu, lecz nic to nie dało. Co więcej Grutan zgodził się odprawić Rytuał Odejścia o wschodzie słońca – powiedział do matki, licząc na uspokojenie obu rodziców.
Nie był to jednak dobry pomysł. Aren spojrzała z niedowierzaniem na syna. Jej dobitne spojrzenie krążyło parę razy pomiędzy nim a Byrnem, aż w końcu zakryła twarz by ukryć... sama nie wiedziała co. Zażenowanie? Rozpacz? Wściekłość? Była to cała mieszanka skrajnych uczuć.
- Megnart, oprócz zabicia naszego syna, musiał przy okazji zjeść ci cały rozsądek! - krzyknęła rozkładając ręce. - Czy chcesz aby ludzie wypowiedzieli ci posłuszeństwo?
Byrn znowu zacisnął dłonie w pięści.
- To tylko jedna tradycja, ludzie zrozumieją.
- Tylko jedna? Widziałeś, że wyszli! Wraz z kolejnymi zaczną się zastanawiać czy chcą słuchać kogoś, kto nie szanuje nauki Przodków.
To była poważna groźba. Ludzie z grodu byli ze sobą silnie związani nie tylko poprzez powszechną znajomość, ale i wspólne wierzenia. Zdarzały się czasem osoby, które postanawiały zrezygnować z nauk Przodków. Skutkowało to zawsze powolnym oddalaniem się społeczności od nich, a nieraz i odejściem takiego człowieka z osady. Jednocześnie nigdy w historii wódz nie łamał tak otwarcie zasad, które dali Przodkowie, co dla Byrna mogło skończyć się zdecydowanie gorzej niż jedynie wyklęciem.
- Nie obchodzi mnie to. Nie mogę zostawić Argruna – rzekł.
- To teraz bardziej się martwisz martwymi niż żywymi? - Aren zaczęła zbliżać się do Byrna. - Jakoś nie pamiętam, żebyś z takim oddaniem poświęcił się Odali albo Cal!
Tæirc drgnął na dźwięk tych imion. Odala była pierwszym po Tæircie dzieckiem Byrna i Aren. Na świat przyszła rok po Tæircie i nie pamiętał jej w ogóle, gdyż zmarła w trakcie porodu. Jej śmierć spowodowała tak mocny szok, że Byrn i Aren postarali się o następne dziecko dopiero pięć wiosen później.
Natomiast Cal była ich ostatnim potomkiem. Tæirc wciąż miał ją w pamięci, lecz szczegóły zatarte zostały przez czas. Jednakże pierwsze co sobie przypomniał to to, że zmarła niedługo po osiągnięciu przez niego dorosłości.
Byrn kiwał głową w lewo i prawo.
- To były inne sytuacje.
- To też były Twoje dzieci! I tak, jak Argrun, nie żyją! Co się tym razem zmieniło? Dlaczego chcesz mieć go tutaj na noc?
Cała obecna w sali trójka wiedziała, że chodzi tu o więź, którą Byrn wykształcił z najmłodszym synem przez ostatnie kilka roków. Tæirc nie narzekał na to – przed osiągnięciem dorosłości ojciec go rozpieszczał, przy okazji nieco gorzej traktując Argruna. Kiedy wreszcie Tæirc przekroczył granicę pełnoletności i zaczął podejmować własne decyzje, Byrn więcej czasu poświęcał młodszemu ze swoich synów. Skończyło się to zbliżeniem mocniejszym od tego, który Tæirc miał z Byrnem.
- Ty nie chcesz żeby odszedł, żeby jego duch połączył się z Przodkami – stwierdziła wreszcie Aren. - Jesteś samolubnym egoistą! Chcesz go mieć cały czas przy sobie! Chcesz by dusza Argruna skończyła w zwierzęcym chaosie! By był przeklęty na wieki!
Byrn nie wytrzymał. Aren napięła wszystkie mięśnie przygotowując się na cios w twarz. Byrn zamachnął się, lecz nagle zamarł, wpatrując się w punkt za żoną. Aren obróciła się, podążając za jego wzrokiem. W przejściu do innego pomieszczenia stała Margre, odsuwając w bok skórę zasłaniającą wnętrze izby. Była blada i osłabiona, przez co musiała podeprzeć się o ścianę gdy wchodziła. Tæirc podszedł do niej, lecz zatrzymała go ruchem dłoni.
- Nie potrzebuję pomocy, bracie.
Wzięła parę wdechów i powolnym krokiem podeszła do stołu, na którym leżał Argrun. Oparła się o blat ręką i spojrzała na ciało.
- Czy... cierpiał? - zapytała cicho.
- Nie... zwierzę go... Argrun zginął na miejscu – odpowiedział Tæirc.
- A megnart?
- Żre piach – odparł Byrn z wściekłą radością.
Na twarzy Margre pojawił się wąski uśmiech. Skromna i spokojna na co dzień dziewczyna czuła satysfakcję, że zwierzę, które odebrało jej brata, nie żyje. Wtem osunęła się na podłogę. Tæirc szybko podbiegł i chwycił ją za ramię. Zaraz obok znalazła się Aren. Byrn, stojący najbliżej córki, nawet nie drgnął.
- Jesteś jeszcze słaba, musisz odpocząć – zaniepokoiła się Aren.
- Pomożesz mi...? - zapytała Margre, spoglądając na matkę.
Aren spojrzała gniewnie na męża i razem z Tæircem podniosła Margre na nogi. Musiała powiedzieć to co powiedziała wcześniej Byrnowi. Musiała przemówić do jego rozsądku. Uważała, że to zmusi go do przemyślenia sprawy. Wzięła córkę pod rękę i powoli doszły do izby, z której Margre przyszła. Tuż przed odsunięciem skóry zagradzającej przejście, Aren rzuciła jeszcze okiem na Argruna, po czym obie zniknęły po drugiej stronie.
W sali znów zapanowała cisza. Tymczasem Tæirc mógł niemalże usłyszeć jak Byrn bije się w myślach sam ze sobą. Jeszcze przed chwilą nie przejmował się nikim i niczym. Nie obchodziło go co ludzie mogli o nim pomyśleć. Gotów był nawet podnieść rękę na najbliższą mu osobę byleby dała mu spokój. Dopiero widok osłabionej córki go złamał i skłonił do głębszych przemyśleń.
- Ojcze, wiem, że to ciężko zabrzmi, ale niszczysz siebie... i przy okazji nas – oznajmił z założonymi na piersi rękami.
Byrn usiadł na jednej z ław pośrodku sali i pociągnął nosem. Spojrzał pod nogi by po raz kolejny ukryć przed synem swój smutek.
- Chciałem tylko... móc widzieć go jeszcze raz... nie da się... po prostu pozwolić mu odejść. Cały ten czas nie myślałem o was... Muszę o was pamiętać. – Tæirc zwężył powieki, co nie uszło uwadze Byrna. - Co się tak patrzysz? O tobie nie zapomniałem! - burknął przez zwilżone oczy.
Wzrok Tæirca był raczej oznaką zaciekawienia i nie miał na celu sprowokować ojca. Starał się nie dawać tego po sobie poznać, ale uśmiechnął się w duchu. Udało mu się wywołać reakcję, w której słyszał dawnego ojca, sprzed tragedii. Widząc, że Byrn powoli odzyskiwał zmysły, wyszedł, zostawiając go w sali samego z ciałem Argruna.

-------------------
Następny: Przelana Krew - Rozdział 4
-------------------

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz