poniedziałek, 23 lipca 2012

01. Kroniki Dusz - Przelana Krew - Rozdział 2.



- Weźmiemy Argruna do domu zgromadzeń – zdecydował Byrn zaraz po wyjściu Grutana. Widząc, że Tæirc chce się sprzeciwić, dodał stanowczo: - To jest moja ostateczna decyzja.
Tæirc westchnął. Nie chciał stać się kolejnym obiektem ataków swojego ojca, dlatego zwrócił jego uwagę na co innego:
- Nie możemy go jednak nieść w takim stanie. Widok zakrwawionego ciała może jeszcze bardziej zszokować mieszkańców.
Byrn burknął coś, co miało pewnie znaczyć, że go to nie obchodzi. Tæirc chciał próbować dalej przekonywać ojca, gdy do pomieszczenia zszedł Rægok, uczeń szamana, i Natela, jego siostra. Nieśli ze sobą jakieś szmaty, czyste ubrania i wiadro z wodą.
- Grutan kazał nam obmyć ciało Argruna – zaczął Rægok, po czym spojrzał na wodza – jeśli nie macie nic przeciwko.
Byrn odsunął się od podestu i stanął twarzą do wyjścia do Kręgu. Rægok wraz z siostrą zabrali się wtedy do pracy. Żeby im nie przeszkadzać, Tæirc wyszedł na powierzchnię.
Krąg znajdował się na zewnątrz ogrodzonego palisadą grodu, kilka długości zwykłego domu od bramy. Osada, umiejscowiona na zboczu krótkiego pasma skalistych wzgórz, stanowiła dobre miejsce do obrony. Z daleka zdawała się też przez to większa. Jej otoczenie zdominowały łąki, oddzielające ją od pobliskich lasów. Na szczęście linia drzew była na tyle daleko by w porę zauważyć zbliżających się najeźdźców.
Przez cały gród szła jedna główna droga, od której odbiegały ścieżki do różnych zakątków. Prowadziła ona do głównego miejsca w osadzie - domu zgromadzeń, gdzie mieszkał Byrn z rodziną. Budynek ten ulokowany został najwyżej, lecz i tak tak niewysoko w stosunku do szczytu wzgórza. Goszcząc ludzi z dala, wódz spotykał się mimo to z komentarzami o „męczącym wchodzeniu pod górę” i pytaniami, czy „nie znaleźli gorszego miejsca na siedzibę”. Nie przejmował się tym zbytnio, gdyż najbliżsi przyjaciele, w tym przywódcy sąsiadujących, podległych Byrnowi terenów, poprzez częstą gościnę przyzwyczaili się do tego typu wysiłków.
Zazwyczaj pusta okolica, tego dnia zajęta była przez ludzi z wioski. Kilka osób, klęcząc na trawie, płakało nad strasznym losem Argruna. Wokół nich stały gromady ludzi głośno dyskutujących o walce. Tæirc zdołał usłyszeć urywki zdań - „tragiczne”, „co teraz”, „dlaczego”.
Mała gromadka zebrała się nad krawędzią Kręgu, wpatrując się bez słowa w martwego megnarta, zabójcę syna wodza. Obok niej stał Cakac, pocieszający Vergantaca, siedziącego na ziemi z mętnym, wbitym w przestrzeń wzrokiem.
Wystarczyło na niego popatrzeć by wiedzieć, że czuje się podle.
Tæirc próbował znaleźć swoją matkę i siostrę wśród ludzi wokół, lecz bez skutku. Zwrócił się zatem do Cakaca czy je nie widział.
- Gdy tylko Aren do nas wyszła, poszła razem z Margre do domu. Dziewczyna nie wyglądała dobrze. Zaproponowałem im, żeby Ryg i Polyn z nimi poszli, na wypadek gdyby dziewczyna zasłabła i trzeba było ją nieść.
Tæirc wskazał na Vergantaca.
- Jak on się czuje?
- A jak ma się czuć? Na pewno nie lepiej od Byrna. Wasza kłótnia tam na dole wcale mu nie pomogła. Wrak człowieka, tyle powiem.
- Powinieneś lepiej zobaczyć mojego ojca. Nigdy go nie widziałem w takim stanie.
- Co zdecydowaliście... wiesz... zrobić z Argrunem?
- Ojciec chce przenieść go do domu zgromadzeń.
Cakac pokiwał głową w zrozumieniu.
- Czy możesz odnaleźć Guryka? Pomożecie mi - poprosił Tæirc.
- Tylko Guryka? Pójdziemy we trójkę? – odparł Cakac.
- Nie, postaram się jeszcze przekonać Vergantaca.
- To nie jest chyba najlepszy-
- Jak znajdziesz Guryka – przerwał mu Tæirc - poszukajcie też jakichś dwóch kijów i sznura – ciało jest mocno poturbowane i musimy je nieść na czymś.
Cakac nic nie odpowiedział. Oddalił się od Kręgu i zaczął chodzić od grupki do grupki, pytając o Guryka. Tymczasem Tæirc przykucnął przed siwym łowcą.
- Potrzebuję Twojej pomocy. Kiedy przyjdzie Guryk i Cakac, masz z nimi zejść na dół do pomieszczenia przygotowawczego.
Vergantac milczał.
- Byrn zdecydował by przenieść ciało Argruna do domu zgromadzeń. Zrobimy to razem.
- Nie wiem czy sobie poradzę.
- Vergantacie...
- Nie wiem, nie-
Wtem Vergantac dostał pięścią w twarz. Upadł na ziemię i spojrzał na Tæirca w przerażeniu.
- Otrząśnij się! - wrzasnął syn wodza. - Wszyscy są zszokowani... tym co się stało, ale musisz oprzytomnieć! Nie przywrócisz Argruna do życia ciągłym zamartwianiem się. Byłeś jego najbliższym przyjacielem. Dlatego zrób coś dla niego, ten jeden, ostatni raz.
Vergantac kiwnął głową, choć z jego oczu polały się łzy.
Tæirc poczuł trochę wyrzutów sumienia. Nie sądził, że będzie musiał uciec się do przemocy, ale nie widział innego sposobu. Poza tym, lepiej że był to Vergantac niż Byrn.
Zszedł pod ziemię. Zauważył, że Rægok i Natela uwinęli się nadzwyczajnie szybko, bowiem właśnie wychodzili. Za nimi unosił się metaliczny, drażniący nozdrza zapach. „Już zawsze mi się to będzie kojarzyć z Argrunem”, pomyślał. Zauważył także, że uczeń szamana niesie zniszczone szaty jego brata, a woda w jego wiadrze była czerwona. Spojrzał na zwłoki, ubrane w czystą tunikę i wełniane spodnie. Na jego skórze nie było śladu po krwi. Tak samo w pomieszczeniu nie było śladu po ojcu.
Będąc sam, skorzystał z okazji i podszedł do posążku Ere. Zdjął z niego talizman Argruna i pooglądał go chwilę w dłoni. Był prosty, zrobiony z dębowego drewna, o niewielkich, okrągłych kształtach z różnej wielkości wcięciami po bokach. Krawędź została pomalowana błękitnym barwnikiem, lecz w trzech miejscach znajdowały się białe kropki.
Na szczęście, oprócz Tæirca, nikt z przebywających tutaj ludzi nie zauważył go. Dzięki półmrokowi talizman zlał się ze ścianą i kształtem posążka. Grutan musiał jednak spostrzec jego brak na piersi Argruna, ale nic nie powiedział. Na pewno wywołałoby to jeszcze większy skandal.
- Wynocha!
Krzyk dochodził z Kręgu. Tæirc schował talizman do podręcznego mieszka za pasem i poszedł do źródła hałasu.
Z miejsca uderzył go nieznośny, zdecydowanie gorszy niż w wewnątrz smród. Zastał Byrna, stojącego z mieczem w rękach przed martwym megnartem i wzrokiem skierowanym w górę. Odganiał gromadkę, którą wcześniej, wpatrującą się w zwierzę, widział Tæirc. Kiedy wódz upewnił się, że nikt go już z góry nie ogląda, zaczął ostrzem uderzać czarne truchło. Fetor pochodził z wnętrzności bestii, których zawartość, przez ciosy Byrna oraz wcześniejsze rany, wypłynęła na zewnątrz.
Jak ojciec to wytrzymuje?”
W pewnym momencie Byrn wypuścił ostrze z ręki, upadł na kolana i znów zaczął płakać. Tæirc zbliżył się i wziął go pod ramię.
- Ojcze, chodź, już czas – powiedział, przypominając tym samym o przeniesieniu Argruna.
Nagle Byrn poczuł się słaby, jakby cała jego powszechnie znana siła zniknęła. W mgnieniu oka zmienił się z wodza w przerażonego starca. Wstał powoli i ostrożnie stawiał kroki, potykając się co chwilę. Gdy weszli do środka, schodami schodzili Vergantac, Cakac i Guryk. Nieśli ze sobą dwa długie kije i linę. Tæirc puścił ojca, a ten powędrował w stronę wyjścia na powierzchnię. Trójka przybyłych ustąpiła miejsca wodzowi, a później podeszła do podestu.
Bez słowa złożyli obok na podłożu prowizoryczne nosze i z czterech stron otoczyli ciało. Vergantac wziął głęboki oddech.
- Czy wszystko w porządku? - zapytał go Tæirc.
Lekkie skinięcie głową siwego łowcy miało być twierdzącą odpowiedzią.
- Wytłumacz mi, Tæirc – zaczął Cakac - dlaczego niesiemy Argruna do domu zgromadzeń? Czemu nie od razu do Świętego Miejsca?
- Nie wiem... - odparł Tæirc. - Ojciec mówił, że chce by Rytuał Odejścia odbył się jutro o wschodzie słońca. Wspominał też coś o pożegnaniu się. Być może dlatego chce mieć Argruna blisko.
- Co Grutan na to powiedział?
- Był tak samo zaskoczony jak my.
Przeszło przez myśl Tæircowi, że szaman z wioski Cakaca, ale i z innych okolicznych terenów, zareagowaliby identycznie. Zresztą nie tylko oni. Wszyscy wierzący w Przodków.
- To jest zastanawiające: normalnie Rytuał miałby miejsce dzisiaj wieczorem. - zauważył Guryk. - Co skłoniło wodza, by zrobić to jutro?
Nikt nie odpowiedział. W tradycji ich ludu odprawiano Rytuał o zmierzchu jeśli ktoś umarł przed zachodem słońca. W pozostałych przypadkach działo się to następnego dnia o poranku. Zdarzały się czasem przypadki przesunięcia Rytuału, lecz bardzo rzadko i tylko o dzień.
Wreszcie, cała czwórka kiwnęła sobie porozumiewawczo głową. Ostrożnie przełożyli ciało Argruna na nosze, wzięli je na ramiona i wyszli na zewnątrz. Gdy tylko pojawili się na powierzchni, ludzie zaczęli zbierać się wokół nich i towarzyszyli im w drodze do domu zgromadzeń. Ludzie ustawili się po bokach drogi biegnącej przez środek grodu i w milczeniu wpatrywali się w Argruna niesionego przez czwórkę mężczyzn. Co chwilę ktoś przerywał ciszę jęknięciem lub płakaniem. Z każdym krokiem do orszaku dołączali nowi mieszkańcy. Cały tłum kierował się w stronę domu zgromadzeń, gdzie Argrun miał spocząć na jedną, ostatnią noc. Po niedługim czasie znaleźli się pod dużymi, dwuskrzydłowymi drzwiami do budynku.
Po przejściu przez nie, trafiało się do dużej, okrągłej sali. Po drugiej jej stronie znajdował się długi stół, przy którym najczęściej siedział Byrn z rodziną, oraz rząd ustawionych przodem do wejścia krzeseł. Zazwyczaj stojące pod ścianami ławy przeniesione były na środek i ozdobione kwiatami. Sala, w połowie przygotowana na zwycięstwo Argruna w walce z megnartem i ucztę dla rodziny oraz najbliższych przyjaciół, stała się ponurym przypomnieniem jego tragicznej śmierci.
Ludzie towarzyszący orszakowi zatrzymali się przy wejściu, a czwórka niosąca ciało doszła do głównego stołu i położyła na nim martwego. Nieoczekiwanie z przejścia z lewej wyszła Aren. Na jej twarzy oprócz zszokowania malowało się zdenerwowanie tym co się dzieje. Tæirc przypomniał sobie, że nikt nie poinformował jej o przeniesieniu Argruna.
- Chcę - zaczął Byrn, idąc na środek sali, - żeby go ludzie pożegnali...
- Byrnie – próbował przerwać mu Grutan, podążając za nim.
- ...żeby oddali mu hołd. Chcę, żeby-
Kiedy jednak Byrn się odwrócił, zobaczył, że ludzie opuszczali dom zgromadzeń. Vergantac, Cakac i Guryk także skierowali się do wyjścia. Nikt nie chciał zostać, szacunek do odwiecznych zwyczajów danych przez Przodków był silniejszy. W przypływie złości wódz krzyknął jeszcze:
- Idźcie! Idźcie!
W sali pozostali Byrn, Tæirc, Grutan, Rægok oraz Aren. Starzec westchnął.
- Jutro o wschodzie słońca – przypomniał i, wsparty ramieniem podopiecznego, opuścił dom zgromadzeń.

----------------------
Następny: Przelana Krew - Rozdział 3.
----------------------

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz