poniedziałek, 2 lipca 2012

01. Kroniki Dusz - Przelana Krew - Prolog

Początek Przelanej Krwi

Poprzedni: Kroniki Dusz: Przelana Krew - Przedsłowie


      Argrun wyszedł na zewnątrz. Na jego widok ludzie stojący nad Kręgiem powitali go gromkimi okrzykami i wiwatami na jego cześć. Podniósł wzrok by zobaczyć zebranych i wzniósł do góry miecz na znak podziękowania. Powoli obracał się wokół siebie, starając się przyglądać wszystkim wpatrzonym w niego twarzom.
      Kręgiem nazywany był szeroki dół o kolistym kształcie, którego pionowe ściany wzmocniono pniami drzew. W nim odbywały się tradycyjne walki ludu, z którego pochodził Argrun, najczęściej pokaz możliwości lub rozwiązanie ciężkiego sporu pomiędzy dwoma osobami. Na krawędzi dołu, pomiędzy dłuższymi pniami porozwieszano liny by widzowie nie spadli, zwłaszcza dlatego, że z dna Kręgu, w większości przykrytym ziemią i piachem, wystawały przeróżnej wielkości głazy – od małych, rozmiaru zaciśniętej dłoni, do kilku całkiem sporych. Choć niektórzy uważali je za całkowicie zbędne, dla wielu były czymś więcej niż tylko urozmaiceniem terenu. Czasem bowiem któryś z wojowników decydował się ogłuszyć przeciwnika, czy to rzucając w niego którymś z kamieni, czy rzucając nim samym na któryś większy.
      Natomiast przejście, które zamknięto i zablokowano za Argrunem, prowadziło do pomieszczenia, gdzie przygotowywano się do walki. Gdy dwóch miało stanąć przeciw sobie w Kręgu, tam wspólnie odmawiali modlitwę do Przodków, by żadne osobiste pobudki „nie zasłoniły im oczu gdy skrzyżują ostrza”. Był to swojego rodzaju zakaz zadawania ciężkich ran. Tym bardziej, miało to też nie dopuścić do tragedii. Nieraz zdarzało się, że najlepsi wojacy z osady chcieli rozstrzygnąć spór poprzez walkę.
      Tego dnia jednak Argrun modlił się w samotności.
      Opuścił miecz i uderzył nim w drewnianą tarczę trzymaną w drugiej ręce. Był to znak dla stojących nad Kręgiem, że jest gotów. Niekiedy, by pokazać swoją władzę nad domeną zwierząt, wojownicy walczyli z przeróżnymi groźnymi istotami. I to w tej chwili czekało właśnie Argruna. Po drugiej stronie Kręgu, naprzeciw młodzieńca, znajdowała się brama, zablokowana dwoma kłodami. Za nią mieściła się ciemnica dla pochwyconych bestii, skąd dochodziły potężne uderzenia i ryki.
      Wśród mieszkańców tych ziem przywoływano nieraz hasło, że „najgroźniejsze bestie spotyka się najrzadziej”. Powiedzenie to dotyczyło głównie dwóch istot. Jedną z nich był megnart. Przedstawiciel tego gatunku starał się wydostać ze swojego więzienia w Kręgu. Zwierzęta te, gdy stanęły na tylnych łapach, przerastały ludzi co najmniej dwukrotnie. Ich inteligencja, niewiarygodna siła oraz pazury długie na pół ludzkiej dłoni czyniły z nich wymagających przeciwników. Były to jednak zwierzęta ciemnolubne, przez co ewentualny kontakt z nimi miał najczęściej miejsce w nocy lub w bardzo ciemnych lasach, a wtedy ich dostrzeżenie dodatkowo utrudniała sierść – gęsta, niemal czarna, acz krótka.
      Oczywiście, drugą „najgroźniejszą” istotą były drakony.
      Kilku wojowników nad bramą podniosło kłody. Pod wpływem siły zwierzęcia brama z hukiem stanęła otworem. Megnart wypadł na zewnątrz, stanął na tylnych łapach i ryknął głośno. Zdawało się, że z początku nie zauważył, iż stoi w pełnym słońcu. Na co dzień megnarty unikają otwartych przestrzeni, gdyż przez światło słoneczne zachowują się niedbale, a ich ataki są chaotyczne. Bestia rozejrzała się wokół, szukając jakiegoś zacienionego miejsca. Powrót do swojej klatki był niemożliwy, gdyż ta, poprzez swoje umiejscowienie w Kręgu, była w tej chwili nasłoneczniona a innego wyjścia z dołu nie było.
      „Piękny,” pomyślał Argrun.
      Wbił miecz pionowo w ziemię przed sobą i podszedł do ściany, gdzie ustawiono dwie włócznie, po czym wziął jedną z nich. Powtórzył sobie w głowie słowa Vergantaca: „Dobrze rzucone włócznie załatwiają ci większość walki.” Poprzedniego lata, gdy Argrun ogłosił, że chce walczyć z megnartem w Kręgu, łowcy zaczęli wyrażać swoje wątpliwości, niektórzy nawet żartowali. Z czasem zaczęto dostrzegać potencjał młodego wojownika i w końcu udzielono mu pozwolenia. Argrun pamiętał, że, według niektórych opowieści, megnarta da się pokonać w ciemności tylko jeśli ma się wystarczająco dużo ludzi lub niewiarygodnego farta. Dlatego tak rzadko się tego próbuje. Vergantac potwierdził dzień przedtem, że schwytanie tego zwierza było problematyczne, lecz na szczęście obyło się bez poważnych obrażeń wśród jego ludzi. Argrun miał jednak ułatwione zadanie. Bestia została odpowiednio „przygotowana” przez łowców, a walka w dzień miała sprawiać jej dodatkową trudność.
      Wtem Argrun usłyszał cichy głos. Słowa były słabo zrozumiałe, lecz słyszalne mimo wrzawy ludzi naokoło Kręgu. Czyżby dusze przodków próbowały się skontaktować z Argrunem? Czemu teraz? A może przybyły go wspierać w próbie? Młody wojownik potrząsnął głową, starając powrócić myślami do tu i teraz. Trzymając włócznię w ręku krzyknął w stronę megnarta. Miotająca się bestia zatrzymała się i zwróciła łeb w stronę Argruna, przygotowującego się do rzutu, po czym ruszyła na człowieka. Ten rzucił w zwierzę włócznię, która trafiła je w bark. Megnart zaskowyczał i wpadł na jeden z kamieni, na co widzowie zareagowali brawami. Podniósł się szybko i spróbował wyciągnąć ostrze z ciała, najpierw pyskiem, potem łapą. Sprawiło mu to dużo bólu i wrzasnął głośniej niż poprzednio. Kilku ludzi nad Kręgiem zlękło się i przerwali na chwilę wiwaty, ale nie na długo.
      Megnart rozglądnął się wokół. Argrun w tym czasie zdążył wziąć miecz, okrążyć bestię i zajść ją od tyłu. Vergantac ostrzegał młodzieńca przed takim ruchem, radził by nie spieszyć się ze zbliżeniem, lecz Argrun miał przeczucie, że mu się uda. Chciał zadać szybki cios w plecy, lecz zwierzę machnęło swoim ogonem i odrzuciło wojownika. Oglądający wstrzymali oddech. Argrun szybko podniósł się na nogi i odskoczył tuż przed uderzeniem megnarta. Wykorzystał moment gdy zwierzę było odsłonięte i zadał wtedy cios w bok. Megnart znowu zaskowyczał.
      Gdy sytuacja miała się pogorszyć, stojący nad Kręgiem łowcy mieli zeskoczyć do dołu. Na szczęście, uderzenie tylko trochę wstrząsnęło Argrunem, a dzięki udanej akcji nabrał pewności, iż przodkowie czuwają nad nim. Widząc, że zwierzę krwawi ze swoich dwóch ran, podszedł do drugiej włóczni i wymienił ją na tarczę.
      Argrun i megnart zaczęli krążyć dookoła Kręgu, nie spuszczając z siebie oczu. Bestia krwawiła, dlatego młodzieniec postanowił zmęczyć przeciwnika i poczekać na dogodny moment do rzutu, zyskując przy tym możliwość zadania dodatkowej rany mieczem. Wykorzystywał tą chwilę także by odetchnąć, bo atak na megnarta, ku jego zaskoczeniu, poświęcił sporą część jego sił. Ponadto, szepty w jego głowie stawały się głośniejsze, bardziej nieznośne. Argrun przestał myśleć, że to byli Przodkowie. Miał wrażenie, że głos pochodził z tłumu gapiów zebranych naokoło Kręgu. Czy ktoś próbował mu przeszkodzić? Czyżby to czary? Czy znaczyło to, że CI ludzie naprawdę istnieją? Próbował zlokalizować źródło głosu, co chwila zerkając w górę na widzów.
      Nie uszło to ich uwadze, którzy w momencie względnego spokoju w Kręgu zaczęli dyskutować między sobą. Łowcy zauważyli, że coś niepokoi Argruna. Megnart także wyczuł zdenerwowanie tego człowieka i skorzystał z okazji by zaatakować. Jak na masę oraz obrażenia zwinnie przebiegł pomiędzy głazami w Kręgu. Co dziwne, dla Argruna był to niespodziewany ruch i bez myślenia rzucił włócznią w zwierzę. Ostrze wbiło się w bok megnarta, lecz nie zatrzymało jego szarży. Młodzieniec poczuł jakby jego mięśnie poruszały się z trudem i ledwo uskoczył przed biegnącą masą mięśni. Wpadnięcie w ścianę oszołomiło megnarta na moment. Pod wpływem siły kilka pni na ścianie pękło.
      - Walcz, chłopcze! - zagrzmiał głos z góry.
      Argrun zrozumiał, że ojciec nie był zadowolony z przebiegu walki. Wiedział, że takim zachowaniem tylko pogorszy sytuację. Stanięcie na nogi wymagało jednak o wiele więcej wysiłku niż myślał. Ludzie z niepokojem oglądali zachowanie młodzieńca. Dysząc ciężko, pobiegł on, co wyglądało raczej jakby potruchtał, po tarczę i gdy z trudem podniósł ją z ziemi, zauważył, iż rana z boku megnarta obficie krwawi. Ostrze włóczni przy wpadnięciu w ścianę musiało wbić się głębiej. Megnart wpadł w szał, co zasygnalizował potężnym rykiem.
      Młody wojownik poczuł strach. Wiedział, że to megnart ma teraz przewagę i będzie za wszelką cenę starał się zabić Argrun-a. Wydawało mu się, że może jeszcze próbować trzymać dystans, lecz w mgnieniu oka zaczęło mu się to wydawać bez sensu. Co więcej, jego mięśnie powoli odmawiały mu posłuszeństwa, a głos w głowie stawał się wyraźniejszy. Do tego dochodził szum niepokoju wśród widzów.
      - Argrun! - wrzasnął ojciec.
      Młodzieniec nie mógł się skupić. Z każdym uderzeniem serca jego członki stawiały coraz większy opór, zaczynało mu być duszno, a każdy kolejny haust powietrza potęgował ból w klatce piersiowej. Co więcej, słowa układające się w mantrę były czytelniejsze, naładowane strachem, a wściekłość w oczach megnarta bardziej przeszywająca. Nie wiedział co go bardziej przerażało: to, że zawiedzie tych wszystkich oglądających go ludzi, czy to, że może zaraz zginąć?
      - Argrun! - krzyknął ojciec po raz ostatni.
      I wtedy Argrun padł na kolana. Puścił miecz i chwycił się za pierś. Ból, promieniujący na cały tors, był nie do zniesienia, przez co Argrun klęczał w agonii na dnie Kręgu, nie mogąc ruszyć żadną częścią ciała. Nie mógł nawet oddychać, gdyż wzmagało to tylko jego tortury.
      Zdołał tymczasem zauważyć, że tajemniczy głos zamilkł i poczuł jakąś dziwną duchową więź z pewną osobą z widowni. Wiedział już gdzie ona się znajduje, lecz nie mógł spojrzeć za siebie by ją rozpoznać. Zaskoczył Argruna fakt, że więź ta koiła nieco jego tortury. Jednakże nic nie mogło mu już pomóc.
      To był koniec.
      Megnart momentalnie spostrzegł, że Argrun stał się dla niego idealnym celem. Mimo rozległych, starych ran, zaparł się do ostatniego natarcia i ruszył. Wśród ludzi zapanował chaos. W panice wołali, błagali Argruna by się ruszył, a łowcy z miejsca zaczęli rzucać w bestię włóczniami, by ją zatrzymać. Jednakże dla kierowanego szałem megnarta, nie zwracającego uwagi na nic innego, nie miało znaczenia czy ten atak go wykończy. Zabierze ze sobą człowieka, który śmiał z nim walczyć.
      Argrun zdołał zauważyć jak do Kręgu wskakują wojownicy, by go ocalić.
      Ostatnie co pamiętał to szał w oczach megnarta.

----------------------
Następny:
Kroniki Dusz: Przelana Krew - Rozdział 1.
----------------------
Wstęp językowy

2 komentarze:

  1. w 14 akapicie jest chyba wielbłąd
    "Argrun przestał myśleć, w pochodzą od Przodków."

    : )

    OdpowiedzUsuń