piątek, 23 listopada 2012

01. Kroniki Dusz - Przelana Krew - Rozdział 11.





Dzisiejszy Rytuał Odejścia nie został urozmaicony pieśnią. Może dlatego, że ludzie czuli się po części winni za stan nieobecnego tym razem Byrna. Może też dlatego, że, w przeciwieństwie do tej, śmierć Argruna była nagła i niespodziewana i tamten śpiew potraktowali jako spóźnione pożegnanie.
Syn kowala Hugyta, który został zraniony przez wilka, przez kilka dni walczył z ciężką gorączką i zakażeniem. Jego stan wciąż pogarszał się mimo, że Grutan starał się jak mógł by go uzdrowić. Szaman przygotowywał maści i napary, amulety, modlił się do Przodków, lecz działania te nie przynosiły pożądanego skutku. Nie znaczyło to jednak, że jego praca poszła na marne – miał pewność, że jakoś łagodzi cierpienia chłopaka. I choć kres ziemskiej wędrówki młodzieńca zbliżał się ogromnymi krokami, ludzie mieli czas by po raz ostatni z nim porozmawiać. Miał ledwo czternaście roków gdy zmarł w nocy, w otoczeniu najbliższych.
„Argrun też nie umarł sam,” pomyślał Tæirc.
Po zakończeniu Rytuału ludzie powrócili do grodu. Tæirc nie podążył jednak za nimi, lecz spod bramy od razu skierował się do lasu na północ. Puszcza ta znajdowała się w dolinie za wzgórzem, na którym ulokowana była część osady należącej do Byrna. Z palisady dostrzec można było tylko jej brzeg i część wzgórz daleko na horyzoncie, gdyż po przekroczeniu linii drzew teren prowadził w dół. Tæirc szybko dotarł nad strumyk, biegnący przez środek lasu, gdzie czekała Natela. Zerknęła za siebie i spojrzała na niego, wyłaniającego się spomiędzy leśnej gęstwiny. Uśmiechnęła się, po czym utkwiła wzrok w wodzie. Kiedy stanął obok niej, również spojrzał w potok.
– Pamiętasz? Wtedy? – zapytała po chwili.
Od razu przypomniał sobie zdarzenie sprzed wielu roków.
– Tak, mieliśmy ledwie kilkanaście wiosen. Razem z kilkoma innymi dzieciakami bawiliśmy się tutaj. Pilnował nas jakiś łowca... jego imienia nie potrafię sobie przypomnieć. Siedział zawsze na tamtym kamieniu – kiwnął głową w kierunku głazu, stojącego pod jednym z drzew na lewo, kilkanaście kroków od nich.
– Nagle ktoś krzyknął, a z drugiej strony, nieco dalej pojawił się wilk – podniosła rękę i wskazała na miejsce na przeciwnym brzegu strumienia.
– Niemal wszystkie dzieci uciekły za łowcę. Ty schowałaś się za moimi plecami i razem staliśmy przerażeni ze wzrokiem wbitym w tą bestię. Łowca krzyczał byśmy się stamtąd wynosili. Słyszałem jak napręża łuk, gotowy do oddania strzału gdyby tylko zwierz za bardzo się zbliżył.
– Cały drżałeś...
– Lecz stałem. Ty też. Wilk natomiast nie przejął się ani nami, ani tym bardziej łowcą, tylko zaczerpnął wody ze strumienia i odszedł tam skąd przyszedł.
– Łowca zrugał nas za nieposłuszeństwo. – Natela zachichotała.
– A potem...
Nagle Tæirc spochmurniał. Natela, widząc to, chwyciła go za ramię.
– Wybacz, przypomniałeś sobie o Nægamie? Nie chciałam-
– Nie... to nie to – odparł. Nawet nie pomyślał o tamtej tragedii. – Ojciec mówił mi zawsze, że nie można okazywać słabości, że zachęca tylko nieszczęścia do przyjścia. Zawsze starałem się trzymać jego rad. – „...choć nieraz bywało ciężko ukryć strach” dodał w duchu. Spojrzał w dół. – A teraz widzę jak on sam pogrążony jest w tej słabości i niszczy wszystko wokół siebie.
Chwycili się za ręce.
– Od kilku dni z nikim poważnie nie rozmawiałem. Mam tyle do powiedzenia i-
Jej dłoń dotknęła jego ust.
– Może nie teraz? – zasugerowała Natela.
Tæirc uśmiechnął się i kiwnął głową. W końcu zaaranżowali spotkanie w innym celu. Objął ją i zaczęli się całować.

Lekki oddech Nateli był ledwie słyszalny przy odgłosie płynącego strumienia. Patrzył na nią, drzemiącą w spokoju, i na jej nagie ciało, jak unosi się i opada klatka piersiowa podczas wdechu i wydechu. Spokojnie głaskał jej udo, podczas gdy ona trzymała dłoń na jego piersi.
Ten widok przypomniał mu ich pierwszy raz. Doskonale go pamiętał. Byli po zmierzchu sami u niej w chacie. Jej rodzice ucztowali z wodzem, a Rægok pomagał Grutanowi. Wyznała mu wtedy, że choć niektórzy młodzieńcy proponowali jej to i owo, nigdy nie była z mężczyzną. Znali się bardzo długo, i, wprawdzie dopiero co zaczęli mieć się ku sobie, cieszyła się bardzo, że miała to zrobić właśnie z Tæircem.
Kochali się długo. Nie przejmowali się upływającym czasem ani tym, że mogą zostać przyłapani, zwłaszcza, że nie byli wtedy cicho i mogli pobudzić sąsiadów. Była to niezapomniana noc. Jednakże w pamięci Tæirca najmocniej utkwił jeden moment. Podczas ich wspólnego szczytowania, Natela nagle spojrzała mu w oczy i...
Pamiętał, że było to jednocześnie dziwne, ale niesamowite uczucie, jakby wszystko wokół zniknęło, a jedynymi elementami wypełniającymi tą pustkę były ich ciała, splecione w duchowym uniesieniu, jakby oderwali się od rzeczywistości i przepływali poprzez materię wszechświata jak jakieś duchy. Czas niemal stanął w miejscu, chwila rozciągnięła się niemal w nieskończoność. Miał przed sobą tylko Natelę i słuchał... nie!, chłonął całym sobą jej fascynujący, lecz jednocześnie straszny głos:

                      Kiedy moc ojców człowiek zwycięży
                      Drogi ducha i ciała otworzy.
                      Ofiar stos będzie większy i większy
                      Lecz której on drodze stos ten złoży?

Miał wrażenie, że cały ten kosmiczny spektakl trwał wieczność, lecz kiedy wrócił świadomością do rzeczywistości, gdy znowu leżał na łożu w izbie w jej chacie, w grodzie rządzonym przez Byrna, zdawało mu się, że wszystko to zdarzyło się w mgnieniu oka. Dziwne uczucie zniknęło i oboje wciąż patrzyli sobie w oczy. Byli zaskoczeni, ale i nieco przerażeni całym wydarzeniem. W milczeniu Tæirc ubrał się szybko, opuścił ją i powrócił do domu zgromadzeń, gdzie uczta dobiegała do końca.
Do teraz nie wiedział co tamte słowa znaczyły. Raz próbował zapytać o ich sens szamana, lecz nie mógł tego wypowiedzieć na głos, chociaż przypominał sobie wyrazy bez problemu. To samo działo się przy Nateli. Wiedziała o co mu chodzi, lecz sama nie potrafiła tego powtórzyć. Tak jakby zdania wryły się w jego duszę i nie dało się ich z niej wyciągnąć. Obawiali się powtórki tej sytuacji i unikali ponownego zbliżenia, lecz, gdy się wreszcie przemogli, na szczęście nie miała już więcej miejsca.
Często zastanawiał się nad znaczeniem tych słów. Czy była to zapowiedź jakiegoś zdarzenia? Jeśli tak, to którego? Przez roki od tamtego momentu miejsce miało wiele wydarzeń, które mogły stanowić ten jeden, który się zgadzał z tymi zdaniami. A może była to przestroga? Jeśli tak, to przed czym? Pojawiało się także pytanie skąd te słowa znalazły się w ustach Nateli. Czyżby, tak jak Grutan, także miała więź z Przodkami? A może to oni zawładnęli jej ciałem i mówili przez nią? Nawet jeśli, to dlaczego akurat w takim momencie? Czy Przodkowie nie mogli poczekać aby-
– Coś się stało? – zapytała wyrywając go z zamyślenia.
Ich spojrzenia się spotkały.
– Dziękuję – odparł bez namysłu.
– Potrzebowałeś tego. Oboje potrzebowaliśmy, ale ty bardziej. Ostatnio masz dużo na głowie.
Tæirc mruknął w niezadowoleniu.
– Zastępowanie ojca w jego obowiązkach nie należy do najprzyjemniejszych rzeczy – stwierdził.
– Musisz się pogodzić z tym, że najpewniej ty obejmiesz po nim władzę nad tymi terenami. Przyzwyczaisz się.
– Przyzwyczaję? – Wziął rękę z jej uda i obrócił się na plecy. Natela nie zabrała dłoni z jego piersi.
– Ludzie ci ufają – kontynuowała. – Teraz chyba nawet bardziej niż twemu ojcu. Nieraz przechodząc przez gród lub idąc gdzieś w grupie słyszę jak dobrze o tobie mówią.
– Ale ja... nie nadaję się na wodza. Poza tym, jeśli nie pamiętasz, to mój ojciec zjednoczył te ziemie. Powinni mu być dozgonnie wdzięczni. Gdyby nie on, prawdopodobnie co parę roków musielibyśmy znosić ataki innych plemion. A w tym momencie nie wszyscy mogą sobie pozwolić na zadzieranie z taką siłą, jak nasza.
Tæirc pamiętał z podań najstarszych osady, że nieraz zdarzały się najazdy z terenów oddalonych na wschód. Natomiast teraz, roki po zawiązaniu sojuszu z pobliskimi grodami, napaści te ustały lub najeźdźcy zaczęli omijać te tereny. Dlatego w tej chwili największe zagrożenie szło ze strony orków. Wieści o kolejnych drobnych utarczkach z tym ludem, wywodzącym się z dalekiego, chłodnego południa, były bardzo niepokojące. Z racji, że Byrn był niedysponowany, Tæirc musiał niedawno wysłać kogoś do Agærata by ten wreszcie uspokoił swoich ludzi. Do tego dnia nie miał pewności czy to poskutkowało. To najbliższa przyszłość miała przynieść odpowiedź.
– Oczywiście, ludzie nadal są mu za to wdzięczni – stwierdziła Natela. – Ale czy uważasz, że ty byś sobie z tym nie poradził? Że to był szczęśliwy zbieg okoliczności, że wszystko potoczyło się tak dobrze?
Tæirc poczuł się zaszczuty. Czemu jego brat musiał zginąć? To Argrun miał zastąpić ojca, nie on. Zaradniejszy. Inteligentniejszy.
Odważniejszy.
Zaczął się rozglądać wokół, jakby w lesie szukał odpowiedzi na pytania zadane przez Natelę.
– Nie, nie sądzę-
– Tæirc spójrz mi proszę w oczy – przerwała mu. Wsparła się na ramieniu, by lepiej widzieć jego twarz. – Twój ojciec zapewne także miał ciężkie chwile, gdy nie wiedział co robić. Pewnie też nie miał pewności jak jego decyzje wpłyną na wszystko wokół. Ale sobie poradził. I ty też sobie poradzisz.
Tæirc usiadł i popatrzył w strumień.
– Nie o to chodzi. Nie staram się od tego wszystkiego uciekać, lecz... – zerknął w swoje dłonie. – To wszystko dzieje się tak szybko.
– Pomyśl, że jeśli twój ojciec umarłby dzisiaj, musiałbyś zostać wodzem. Wtedy nie miałbyś za wiele czasu.
– Czasem mi się zdaje, że już umarł.
Zauważył zdumienie na twarzy Nateli. Spodziewała się zapewne oburzenia z jego strony na wspomnienie o śmierci Byrna i przejęciu władzy. W momencie odejścia wodza,  najczęstszym kandydatem do jego zastąpienia był jeden z jego męskich potomków. Gdy jednak znajdował się ktoś, kto miał wystarczające poparcie wśród ludu, obaj stawali przeciw sobie w Kręgu, gdyż przyszły przywódca musiał odznaczać się także bardzo dobrą umiejętnością władania bronią. Tradycja pokazywała jednak, że wodzem zostawał ten, który miał w tym większe doświadczenie.
Tæirc wziął głęboki oddech i kontynuował poprzedni wątek:
– W swoim życiu wiele razy musiałem podejmować istotne decyzje i wiem co to odpowiedzialność. Zrozum – nie unikam tego, potrafię temu stawić czoło. Jednakże te kilkanaście dni, które minęło, były potworne. Nie tylko dla mnie. Chociaż ja powoli się przyzwyczajam do tego, że Argruna z nami nie ma, to jednak widok ojca, który udaje, iż się z tym pogodził...
Natela kiwnęła głową.
– Wciąż brakuje mu twojego brata? – Chwyciła go za ramię.
– Zdarza mu się wołać go i narzekać, że jeszcze nie przyszedł, szukać go po domu... Smuci mnie to niezwykle, gdy w jednej chwili zachowuje się jak wcześniej, by w następnej zaraz przypomnieć sobie, że Argrun nie żyje.
I jeszcze ten powracający widok zmiażdżonego ciała i zapach krwi!
– Czy próbowaliście z nim porozmawiać?
– Ja próbowałem, ale mnie ignorował. Traktuje mnie jak powietrze.
– A twoja siostra?
– Margre nie mówi z nikim. Znika na całe dnie, nie wiem gdzie, nie wiem dlaczego. Zawsze gdy ją o to pytam, odpowiada tylko „tu i tam”. Przestała nawet jeść. Może z tego powodu ostatnio źle się czuje?
Tæirc zadał to pytanie bardziej sobie, toteż Natela postanowiła nie drążyć tematu.
– A żona wodza? Nie widziałam jej od czasu śmierci Vergantaca.
Nie odzywał się przez chwilę.
– Zabicie Vergantaca uznała za niewybaczalną zniewagę względem całego grodu, ale i względem tradycji. Od pokoleń nikt nie zabił nikogo w domu zgromadzeń.
– Dowiedziałam się od Rægoka, że szaman osobiście potępił wodza za to zabójstwo.
– Tak, i Byrn w ramach pokuty postanowił nie opuszczać swojej izby przez kilka dni... choć przedłuża to cały czas. No i, jak już wspomniałem, wychodzi stamtąd na chwilkę, by zaraz potem wrócić. Na samym początku stwierdził, że nie czuje się na siłach by wyjść spojrzeć w oczy ludziom. I chyba wciąż to sobie powtarza.
– Całkowicie go rozumiem. Przyznam, że gdy usłyszałam wieść o zabójstwie siwego łowcy, niezwykle mną to wstrząsnęło. A twoja rodzina musiała to znieść pewnie jeszcze gorzej.
– Nie zapominaj o rodzinie Vergantaca! Miał przecież żonę i dwójkę synów! Pomyśl co oni musieli przeżyć! Od tamtego czasu nie chcą z nikim rozmawiać, a tym bardziej ze mną. Chłopcy są na tyle duzi, że na pewno rozumieją co się stało z Vergantacem i zapytają kiedyś wodza: „Dlaczego?” A może będą chcieli zemsty?
Nastała cisza. Po chwili Tæirc znów się odezwał.
– Od tamtej chwili nie zamieniłem z ojcem ani słowa. Nie wiem jak się czuje, nie wiem co przeżywa. Daję mu tylko jeść coby nie umarł z głodu.
– Byrn nie powinien się jednak martwić o cokolwiek. Mimo że Grutan jest zły, współczuje mu. – Tæirc spojrzał na Natelę z lekkim zaskoczeniem. Starała się tak dobierać słowa by niepotrzebnie nie denerwować go. – Rægok nieraz mi mówi, że podnosi na duchu wszystkich w osadzie.
– Coś mi się zdaje, że rodzina siwego łowcy–
– Każdy, nawet szaman – wtrąciła się mu w słowo, – ma prawo nienawidzić wodza za to co robił niedługo po śmierci twojego brata, za to całe łamanie tradycji, zabójstwo siwego łowcy, lecz Grutan jednocześnie zdaje się żałować twojego ojca. Jakby nie chciał by nasza społeczność się rozpadła, bo opiera się właśnie na Byrnie. Ta podstawa jest jednak nadwyrężona i ktoś – ścisnęła mu ramię – musi pomóc ją wzmocnić.
Zastanowił się i rzekł:
– Po zakończeniu uczty, na której zginął Vergantac, matka wyrzuciła wszystkich z domu zgromadzeń, w tym mnie. Ojciec został. Urządziła mu kłótnię. Ale nie taką, jaką czasem mają między sobą rodziny. To był raczej jej wściekły monolog, pełen furii, złości, ale i żalu i rozczarowania, wycelowany prosto w niego atak. Dobrze, że jej wtedy nie widziałem. Nie słyszałem by ojciec odezwał się choć raz, tylko słuchał. Padło wtedy wiele naprawdę gorzkich słów z jej strony i żałuję, że od razu wtedy nie odszedłem tak jak pozostali. Zza zamkniętych drzwi doszło do mnie mało, ale wystarczająco dużo. Następnego dnia opuściła dom i nie wróciła aż do dzisiaj. Jakiś czas po jej odejściu dowiedzieliśmy się, że zatrzymała się u Ducaifa. Nie sądzę, by szybko chciała wrócić.
Natela słuchała tego wszystkiego w milczeniu. Podkurczył kolana i założył na nich ręce.
– Od tamtego czasu dom zgromadzeń stoi pusty. Ojciec siedzi w odosobnieniu, a ja muszę go zastępować, jego przyjaciele przestali przychodzić, matka odeszła, Margre znika na całe dnie. Czuję się jakby Argrun zabrał ze sobą całe życie ze swojej rodziny, ale i trochę z całej osady. – Westchnął i po chwili dodał: – Ta pustka nas wszystkich przytłacza.
Natela zbliżyła się do niego i objęła go ramieniem.
– Tæirc, jestem przy tobie. Nie martw się. Pomogę ci.
– Lecz kto pomoże wszystkim wokół? – zapytał zrezygnowany.
Nie odpowiedziała. 

----------------------
Następny: Przelana Krew - Rozdział 12.

----------------------

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz