wtorek, 9 października 2012

01. Kroniki Dusz - Przelana Krew - Rozdział 8.




Po Rytuale Odejścia Tæirc marzył już tylko o tym żeby się przespać. Dopiero teraz, wracając do domu, poczuł jak go wyczerpały emocje, trzymające w napięciu od poprzedniego dnia. Czuł się jakby maszerował bez ustanku od wschodu do zachodu słońca.
W bramie głównej osady wpadł na nieco poddenerwowanego Guryka.
- Czy wiesz może gdzie jest wódz? - zapytał Tæirca.
- Jest chyba jeszcze w Świętym Miejscu. Coś się stało?
- Nie, tylko... Aren kazała przekazać, że w domu zgromadzeń czeka Ducaif z jakimś pokurczem...
Całe rozmarzenie zniknęło. Ducaif! Zupełnie zapomnieli, że miał przybyć!
- Idź do Byrna i powiedz mu. Ja tymczasem pójdę spotkać się z gościem.
Guryk ruszył w stronę Świętego Miejsca.
Ducaif od roków był handlarzem i podróżował do północnych krain sprzedając tutejsze wyroby, a kupując rzeczy niedostępne na tych terenach. Miał przybyć z ostatniej podróży w dzień przed walką. Najwyraźniej musiało go coś zatrzymać po drodze skoro nie przybył na czas. Co więcej, śmierć Argruna i dziejące się po niej wydarzenia tak postawiły wszystko na głowie, że Tæircowi, a pewnie i jego rodzinie, wyleciało z głowy to spóźnienie. Chyba nawet dobrze, że Ducaif nie musiał być tego świadkiem.
Ale z jakim „pokurczem”?
Gdy znajdował się niedaleko domu zgromadzeń, zobaczył, że przy wejściu stało jakieś dziecko. Po zbliżeniu się z zaskoczeniem stwierdził, że był to karzeł. Sięgał Tæircowi do klatki piersiowej i miał dosyć tęgą budowę ciała jak na swój wzrost. W ręku trzymał jakiś dziwny, kopcący się przedmiot, który co chwila przybliżał do twarzy, po czym z ust wydmuchiwał dym.
Tæirc wiedział z opowieści Ducaifa, że kiedyś ta rasa była o wiele liczniejsza. Stare legendy mówiły jednak o jakiejś zagładzie, która bardzo uszczupliła ich liczbę. Nie znał szczegółów, gdyż nawet Ducaif ich nie pamiętał, bo całość słyszał będąc pijanym. Teraz małe grupki karłów porozrzucane były po całym świecie. Znajdowano ich nawet żyjących wśród orków na południu. Niemniej Tæirc nigdy nie widział jednego w grodzie Byrna, toteż karzeł skrzywił się, gdy ktoś zatrzymał się nieopodal i wlepiał w niego swój wzrok. Zmierzył człowieka od stóp do głowy i głośno pociągnął nosem.
- Ty musisz być Tæirc – rzucił charczącym głosem. - Ducaif czeka w środku.
Dziwne narzędzie powędrowało do ust i karzeł zrobił wdech. Zrobione było z drewnianego kloca i zwężało się lekko w stronę jego ust. Na drugim końcu wyżłobione zostało wgłębienie z jakimiś dymiącymi się ziołami w środku. Karzeł wypuścił kolejną porcję dymu, którego zapach był niezbyt przyjemny, i wyciągnął rękę z przyrządem w kierunku Tæirca.
- Chcesz? - zapytał wyraźnie zainteresowanego człowieka. - Najlepsze pyhetańskie zioło.
Tæirc pokręcił głową, na co karzeł prychnął i znów przyłożył przyrząd do warg. Tæirc nie wiedział i nie chciał wiedzieć co to jest za trucizna skoro tworzy ognisko w ciele karła. Bez wdawania się w dalszą dyskusję, wszedł do domu zgromadzeń.
Szybko zlokalizował Ducaifa. Potężny mężczyzna mężczyzna z brodą zaplecioną w dwa warkocze siedział w samym środku sali i grał na flecie jakąś spokojną melodię, wypełniając całą salę pogodnym nastrojem.
Po chwili podniósł wzrok znad instrumentu.
- Tæirc! Jak dawno cię nie widziałem! - krzyknął, spostrzegając Tæirca w otwartych drzwiach. Momentalnie przerwał grę i, gdy wstawał, instrument mało co nie wypadł mu z rąk. - Wybacz, że cię nie zauważyłem, ale tak się wczułem, że myślami byłem gdzie indziej. Powiedz mi – czy Korec wciąż pali tę przeklętą fajkę?
- Kto? Co? - zdziwił się Tæirc.
- Karzeł przed wejściem. Ma takie drewienko, do mordy je wkłada...
- Tak, tak – załapał Tæirc. – Nawet mi proponował.
- Idiota! Mówiłem mu żeby chociaż na chwilę przestał.
Z zewnątrz dobiegł ich chrypiące warknięcie.
- Słyszałem!
- Chyba rzeczywiście idiota, skoro to coś pali mu ciało – odparł Tæirc.
- Miarka się przebrała – krzyknął znowu Korec i pojawił się w drzwiach.
Ducaif zachichotał.
- Korec, spokojnie! On nie wie jak to działa - zawołał.
W odpowiedzi usłyszeli głośne prychnięcie i karzeł oddalił się od budynku. Ducaif zwrócił się do Tæirca:
- Czy Wasz szaman zalecał kiedykolwiek wdychanie ozdrawiających oparów z palących się ziół? - Tæirc przytaknął. - Widzisz, fajki działają niemal identycznie, lecz te opary wędrują prosto do twoich ust. Oczywiście wdychasz wtedy więcej dymu niż normalnie, dlatego podczas wydechu wygląda to jak wygląda. - Nie widząc zrozumienia na twarzy Tæirca, ciągnął dalej: - Kiedyś ci pokażę. I nie musisz się martwić - nie jest szkodliwe, a nawet uspokaja - i dodał szeptem – a niektórzy nie mogą bez tego żyć.
Klepnął Tæirca po ramieniu, co zostawiło go bardziej zmieszanego niż przedtem. Podszedł do stołu by schować instrument w kupce zawiniętych w skóry rzeczy.
- Opowiadaj co słychać! - odezwał się wesoło. - Przybyłem dosłownie przed chwilą. Widziałem jeszcze Aren i Margre, ale nie chciały ze mną rozmawiać. Dziwne prawda? Siedziały w jednej z izb, to postanowiłem, że trochę im poprawię nastrój i zagrałem parę radosnych utworów, ale one zaraz wyszły na zewnątrz. No to grałem sobie dalej, aż wreszcie pojawiłeś się ty.
Tæirc spuścił głowę, na co Ducaif westchnął.
- Nie mów, że ty też? Co wy wszyscy tacy przybici chodzicie? Cała osada jakaś taka smutna i nikt mi nie chce nic powiedzieć. Czyżby szaman wam umarł? Nie zdziwiłbym się, w końcu jest taki stary, że mógłby- Byrn!
W sali pojawił się wódz. Ducaif minął Tæirca i momentalnie objął Byrna.
- Bracie! Jak ja dawno Ciebie nie widziałem! - oznajmił i puścił go. - Tym razem przemierzyłem chyba pół świata! Wybacz, że nie zdążyłem na walkę Argruna, ale wiesz jakie zamieszanie jest zawsze w Væikapii. Potrafią zatrzymać za byle co.
- Tak... Też się cieszę, że Cię widzę – odparł zakłopotany Byrn.
- Dobra, to gdzie jest Argrun? Na pewno sobie dzieciak świetnie poradził. Muszę mu pogratulować. Zresztą przywiozłem mu coś. I nie tylko jemu.
Byrn spojrzał na Tæirca, stojącego za Ducaifem. Syn odpowiedział mu kręceniem głowy. Zatem Ducaif jeszcze nie wiedział.
Wódz wziął głęboki wdech i powiedział wprost:
- Argrun nie żyje.
Dobry humor w mgnieniu oka opuścił Ducaifa. Nie mógł uwierzyć swoim uszom.
- Nie... nie mówicie chyba poważnie?
Ducaif obejrzał się na Tæirca, który kiwnął tylko głową, potwierdzając to co powiedział jego ojciec.
- Ale... jak?
- Walka z megnartem zakończyła się tragicznie. On... - Tæirc próbował pozbierać myśli, lecz nie potrafił powiedzieć co tak naprawdę się stało. Mimo że działo się to poprzedniego dnia, Tæirc pamiętał wszystko jak przez mgłę, jakby nie chciał przypominać sobie tego zdarzenia. Jakby to był tylko zły sen. - Zginął... Bestia staranowała Argruna. Próbowaliśmy go jeszcze uratować, ale... zmarł na miejscu.
Ducaif spuścił wzrok.
- Przecież on był taki zdolny. Lepszego, tak młodego wojownika nigdy nie widziałem – stwierdził Ducaif. „Nie tylko ty tak myślałeś, stryju,” pomyślał Tæirc. - Mów jak wyglądała walka! Opowiadaj!
- Wszystko szło dobrze, widać było po nim pewność siebie, dobre wyszkolenie... gdy nagle upadł i nie mógł się podnieść. - Tæirc ominął fragment z miotaniem się brata po Kręgu. Nie chciał jeszcze bardziej dobijać stryja. - Nie zdążyliśmy... powstrzymać megnarta.
- Przodkowie!
Ducaif chwycił się za głowę. Uwielbiał Argruna i często się z nim widywał, także z powodu swojej ciężkiej sytuacji rodzinnej. Dla niego to też była bolesna strata.
- Odprawiliście już Rytuał Odejścia?
- Tak, odbył się dzisiaj o wschodzie słońca.
- Szkoda, że przynajmniej na to nie zdążyłem. Niechaj Przodkowie mają go w opiece – szepnął.
Co było dziwne, po chwili milczenia, Ducaif się rozchmurzył. Spojrzał na swoje rzeczy przykryte skórami i rzekł do Byrna:
- Może nie zwróci ci to syna, ale nie chcę też abyś się za długo zamartwiał po jego śmierci. Nie będę ci mówił żebyś szedł naprzód i żył dalej swoim życiem, bo to nie ma sensu. Poza tym, nie da się tego zrobić z miejsca. W końcu ja też przez to przechodziłem.
Ducaif miał ósemkę dzieci. Różne nieszczęścia poprzez roki spowodowały jednak, że do dorosłości dożyła tylko jedna z córek. Życie wystawiło go tym na ciężką próbę i mimo to, podchodził do niego z wyraźną pogodą ducha. Tłumaczył to zawsze potrzebą parcia naprzód. „Myśl o przeszłości, ale nie żyj w niej,” mawiał.
- Dlatego mam dla ciebie co innego niż rady, bracie - kontynuował. - Wiesz, że dużo podróżuję. I tak jak człowiek spragniony jest odkrywania, tak potrzebuje się też od czasu do czasu napić. Specjalnie zboczyłem z wcześniej ustalonej trasy by przywieźć ci najlepszy trunek w całym znanym świecie.
Po tych słowach poszedł za stół, zza którego bez większego wysiłku wyciągnął sporą beczkę. Tæirca zawsze zaskakiwała siła stryja. Już dawno mógł spokojnie pokonać Byrna w bezpośredniej konfrontacji gdyby nie to, że od walki wolał handel i podróże.
- Nigdy nie piłem lepszego napoju od sewijngardzkiego wina. Myślę, że ci zasmakuje. Sprawi ci albo radość... albo więcej smutku. Miałem przywieźć ci więcej, ale wpadłem jeszcze do siebie i mogłem wziąć teraz tylko jedną sztukę. Reszta została w domu, choć mniemam, że do teraz wszyscy zdążyli się podzielić pozostałymi beczkami.
Byrn oniemiał. Ducaif znów zachichotał i zaczął mówić dalej:
- To nie wszystko. - Wrócił na stronę Byrna i Tæirca. - Jakiś czas temu moi ludzie natrafili na dziwny kamień, a potem następny i następny, aż przez rok zebrało się kilka. Mam nawet jeden przy sobie. - Wyciągnął z jednej skóry kawałek skały o kolorze ciemnych chmur. Ledwo mieścił się w jego potężnej dłoni. - Nigdy takich nie widzieliśmy. Wziąłem je zatem ze sobą na drogę. W Pyhætanie dowiedziałem się, że jest to świetny materiał na broń i jest coraz bardziej powszechny na północy. Uwierz mi Byrnie, że podczas swojej podróży widziałem oręż zrobiony z tych skał i jest o wiele wytrzymalszy od tego co my na co dzień używamy.
Wyciągnął zza pasa sztylet z brązu. Podobne mieli wszyscy w osadzie, tym bardziej Byrn i Tæirc. Broń była barwy piasku i odbijała trochę światła, a przez środek do połowy ostrza biegło wzmocnienie by się nie złamała. Z tego materiału zrobiona była większość oręża w grodzie, głównie miecze, ale i topory i groty włóczni i strzał. Tymczasem niektórzy wciąż używali maczug, nie tylko z szacunku do przodków, ale i obrażeń jakie zadawały. „A Guryk dla efektów, jakie dają” zażartował w głowie Tæirc, chwytając się na tym, że dobry nastrój stryja udzielił mu się.
- Na pewno nieraz wasza broń się łamała, o tak – Ducaif położył skałę na stole i uderzył w nią sztyletem tak mocno, że ostrze pękło, a deski zatrzeszczały. Tæirc i Byrn drgnęli, lecz Ducaif zdawał się tego nie zauważyć. - Widzicie?
Pokazał im odłamany kawałek broni. Musiało zadowolić go zaskoczenie na twarzy brata i bratanka, toteż kontynuował.
- Postanowiłem zatem, że zlecę któremuś pyhetańskiemu kowalowi, który się na tym zna... Nie żebym miał coś do naszych, nie, nie, ale poprosiłem go o wykucie ostrza dla... - zrobił przerwę - dla Argruna. Nie wiedzieliśmy ile tego wziąć, więc wzięliśmy wszystko... No, prawie wszystko.
Odłożył kamień i ułamany kawałek ostrza. Wziął do ręki podłużny przedmiot i odwinął go ze skór. Tæirc i Byrn nie mogli uwierzyć własnym oczom. Ducaif trzymał w ręce długi, wspaniałej roboty miecz. Nie różnił się zbytnio od broni, której używali na tych terenach, lecz wyglądał solidniej. I był zdecydowanie piękniejszy. Rękojeść owinięta była materiałem barwy ciemnej czerwieni. Głownia miała długość mniej więcej od kolana do bioder u zwykłej osoby i w świetle błyszczała bardziej niż tamten sztylet. „Ile tych kamieni zebrali?”, zadał sobie pytanie Tæirc.
- Niezwykle wytrzymały i świetnie wyważony. Nic nie stanie ci na drodze. Każdy będzie ci go zazdrościć, bracie. Noś go zatem z dumą. No chyba, że chcesz go przerobić na naczynia, bo słyszałem też od tego pyhetańskiego kowala, że materiał całkiem nieźle nadaje się na miskę. - Ducaif znowu zachichotał.
Byrn nie słyszał żartu brata. Spojrzał zszokowany najpierw na beczkę z winem, a potem znów na miecz.
- Bracie... Nie wiem co powiedzieć... - szepnął. - Te dary...
- Nie musisz nic mówić. Nie spraw tylko proszę, by przeszłość tobą zawładnęła. - Ducaif uśmiechnął się do Byrna, po czym krzyknął na zewnątrz: - Korec, zbieramy się!
- Nie zostaniecie na dłużej? - zdziwił się wódz.
- Wybacz, bracie, lecz czekają na mój powrót. Wspomniałem już, że zanim do was przybyłem, odwiedziłem swoje strony. Obawiam się, że nie zostawili mi nic dla siebie.
Ruszył w stronę wciąż otwartych drzwi i miał już zamiar wyjść, gdy stanął.
- Coś nie tak? - zapytał Tæirc.
- Czy wspominano wam o Agæracie w ostatnich dniach?
- Nie, żadnych informacji – odparł Byrn.
- Zastanawiam się czy psuć Ci nastrój – zawahał się Ducaif. - Złe wieści w tym czasie mogą go jeszcze pogorszyć, a widzę, że nie czujesz się za dobrze.
- Już chyba nic gorszego od śmierci mojego syna nie może się zdarzyć – odpowiedział z wątłym uśmiechem Byrn.
Ducaif podszedł z powrotem do brata i swojego bratanka.
- Będąc u siebie, łowcy przekazali mi, że Agærat znowu z nas drwi.
Byrn skrzywił się.
- Po raz kolejny narusza południowe granice - dokończył Ducaif to co miał na myśli. - Nie chciał chyba żebyście o tym wiedzieli. Podobno miało się to stać trzy dni temu, a moi ludzie dowiedzieli się dopiero wczoraj. To tylko kwestia czasu gdy ten pomyleniec wywoła otwarty konflikt z orkami.

----------------------
Następny: Przelana Krew - Rozdział 9.
----------------------


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz