Po
Rytuale Odejścia Tæirc marzył już tylko o tym żeby się
przespać. Dopiero teraz, wracając do domu, poczuł jak go
wyczerpały emocje, trzymające w napięciu od poprzedniego dnia.
Czuł się jakby maszerował bez ustanku od wschodu do zachodu
słońca.
W
bramie głównej osady wpadł na nieco poddenerwowanego Guryka.
-
Czy wiesz może gdzie jest wódz? - zapytał Tæirca.
-
Jest chyba jeszcze w Świętym Miejscu. Coś się stało?
-
Nie, tylko... Aren kazała przekazać, że w domu zgromadzeń czeka
Ducaif z jakimś pokurczem...
Całe
rozmarzenie zniknęło. Ducaif! Zupełnie zapomnieli, że miał
przybyć!
-
Idź do Byrna i powiedz mu. Ja tymczasem pójdę spotkać się z
gościem.
Guryk
ruszył w stronę Świętego Miejsca.
Ducaif
od roków był handlarzem i podróżował do północnych krain
sprzedając tutejsze wyroby, a kupując rzeczy niedostępne na tych
terenach. Miał przybyć z ostatniej podróży w dzień przed walką. Najwyraźniej musiało go coś zatrzymać po drodze skoro
nie przybył na czas. Co więcej, śmierć Argruna i dziejące się
po niej wydarzenia tak postawiły wszystko na głowie, że Tæircowi,
a pewnie i jego rodzinie, wyleciało z głowy to spóźnienie. Chyba
nawet dobrze, że Ducaif nie musiał być tego świadkiem.
Ale
z jakim „pokurczem”?
Gdy
znajdował się niedaleko domu zgromadzeń, zobaczył, że przy
wejściu stało jakieś dziecko. Po zbliżeniu się z zaskoczeniem
stwierdził, że był to karzeł. Sięgał Tæircowi do klatki
piersiowej i miał dosyć tęgą budowę ciała jak na swój wzrost.
W ręku trzymał jakiś dziwny, kopcący się przedmiot, który co
chwila przybliżał do twarzy, po czym z ust wydmuchiwał dym.
Tæirc
wiedział z opowieści Ducaifa, że kiedyś ta rasa była o wiele
liczniejsza. Stare legendy mówiły jednak o jakiejś zagładzie,
która bardzo uszczupliła ich liczbę. Nie znał szczegółów, gdyż
nawet Ducaif ich nie pamiętał, bo całość słyszał będąc
pijanym. Teraz małe grupki karłów porozrzucane były po całym
świecie. Znajdowano ich nawet żyjących wśród orków na południu.
Niemniej Tæirc nigdy nie widział jednego w grodzie Byrna, toteż
karzeł skrzywił się, gdy ktoś zatrzymał się nieopodal i wlepiał
w niego swój wzrok. Zmierzył człowieka od stóp do głowy i głośno
pociągnął nosem.
-
Ty musisz być Tæirc – rzucił charczącym głosem. - Ducaif czeka
w środku.
Dziwne
narzędzie powędrowało do ust i karzeł zrobił wdech. Zrobione
było z drewnianego kloca i zwężało się lekko w stronę jego ust.
Na drugim końcu wyżłobione zostało wgłębienie z jakimiś
dymiącymi się ziołami w środku. Karzeł wypuścił kolejną
porcję dymu, którego zapach był niezbyt przyjemny, i wyciągnął
rękę z przyrządem w kierunku Tæirca.
-
Chcesz? - zapytał wyraźnie zainteresowanego człowieka. - Najlepsze
pyhetańskie zioło.
Tæirc
pokręcił głową, na co karzeł prychnął i znów przyłożył
przyrząd do warg. Tæirc nie wiedział i nie chciał wiedzieć co to
jest za trucizna skoro tworzy ognisko w ciele karła. Bez wdawania
się w dalszą dyskusję, wszedł do domu zgromadzeń.
Szybko
zlokalizował Ducaifa. Potężny mężczyzna mężczyzna z brodą
zaplecioną w dwa warkocze siedział w samym środku sali i grał na
flecie jakąś spokojną melodię, wypełniając całą salę
pogodnym nastrojem.
Po
chwili podniósł wzrok znad instrumentu.
-
Tæirc! Jak dawno cię nie widziałem! - krzyknął, spostrzegając
Tæirca w otwartych drzwiach. Momentalnie przerwał grę i, gdy
wstawał, instrument mało co nie wypadł mu z rąk. - Wybacz, że
cię nie zauważyłem, ale tak się wczułem, że myślami byłem
gdzie indziej. Powiedz mi – czy Korec wciąż pali tę przeklętą
fajkę?
-
Kto? Co? - zdziwił się Tæirc.
-
Karzeł przed wejściem. Ma takie drewienko, do mordy je wkłada...
-
Tak, tak – załapał Tæirc. – Nawet mi proponował.
-
Idiota! Mówiłem mu żeby chociaż na chwilę przestał.
Z
zewnątrz dobiegł ich chrypiące warknięcie.
-
Słyszałem!
-
Chyba rzeczywiście idiota, skoro to coś pali mu ciało – odparł
Tæirc.
-
Miarka się przebrała – krzyknął znowu Korec i pojawił się w
drzwiach.
Ducaif
zachichotał.
-
Korec, spokojnie! On nie wie jak to działa - zawołał.
W
odpowiedzi usłyszeli głośne prychnięcie i karzeł oddalił się
od budynku. Ducaif zwrócił się do Tæirca:
-
Czy Wasz szaman zalecał kiedykolwiek wdychanie ozdrawiających
oparów z palących się ziół? - Tæirc przytaknął. - Widzisz,
fajki działają niemal identycznie, lecz te opary wędrują prosto
do twoich ust. Oczywiście wdychasz wtedy więcej dymu niż
normalnie, dlatego podczas wydechu wygląda to jak wygląda. - Nie
widząc zrozumienia na twarzy Tæirca, ciągnął dalej: - Kiedyś ci
pokażę. I nie musisz się martwić - nie jest szkodliwe, a nawet
uspokaja - i dodał szeptem – a niektórzy nie mogą bez tego żyć.
Klepnął
Tæirca po ramieniu, co zostawiło go bardziej zmieszanego niż
przedtem. Podszedł do stołu by schować instrument w kupce
zawiniętych w skóry rzeczy.
-
Opowiadaj co słychać! - odezwał się wesoło. - Przybyłem
dosłownie przed chwilą. Widziałem jeszcze Aren i Margre, ale nie
chciały ze mną rozmawiać. Dziwne prawda? Siedziały w jednej z
izb, to postanowiłem, że trochę im poprawię nastrój i zagrałem
parę radosnych utworów, ale one zaraz wyszły na zewnątrz. No to
grałem sobie dalej, aż wreszcie pojawiłeś się ty.
Tæirc
spuścił głowę, na co Ducaif westchnął.
- Nie mów, że ty
też? Co wy wszyscy tacy przybici chodzicie? Cała osada jakaś taka
smutna i nikt mi nie chce nic powiedzieć. Czyżby szaman wam umarł?
Nie zdziwiłbym się, w końcu jest taki stary, że mógłby- Byrn!
W sali pojawił się
wódz. Ducaif minął Tæirca i
momentalnie objął Byrna.
- Bracie! Jak ja
dawno Ciebie nie widziałem! - oznajmił i puścił go. - Tym razem
przemierzyłem chyba pół świata! Wybacz, że nie zdążyłem na
walkę Argruna, ale wiesz jakie zamieszanie jest zawsze w Væikapii.
Potrafią zatrzymać za byle co.
- Tak... Też się
cieszę, że Cię widzę – odparł zakłopotany Byrn.
- Dobra, to gdzie
jest Argrun? Na pewno sobie dzieciak świetnie poradził. Muszę mu
pogratulować. Zresztą przywiozłem mu coś. I nie tylko jemu.
Byrn spojrzał na
Tæirca, stojącego za Ducaifem.
Syn odpowiedział mu kręceniem głowy. Zatem Ducaif jeszcze nie
wiedział.
Wódz
wziął głęboki wdech i powiedział wprost:
-
Argrun nie żyje.
Dobry humor w mgnieniu oka
opuścił Ducaifa. Nie mógł uwierzyć swoim uszom.
- Nie... nie mówicie chyba
poważnie?
Ducaif
obejrzał się na Tæirca, który kiwnął tylko głową,
potwierdzając to co powiedział jego ojciec.
- Ale... jak?
- Walka z megnartem zakończyła
się tragicznie. On... - Tæirc próbował pozbierać myśli, lecz
nie potrafił powiedzieć co tak naprawdę się stało. Mimo że
działo się to poprzedniego dnia, Tæirc pamiętał wszystko jak
przez mgłę, jakby nie chciał przypominać sobie tego zdarzenia.
Jakby to był tylko zły sen. - Zginął... Bestia staranowała
Argruna. Próbowaliśmy go jeszcze uratować, ale... zmarł na
miejscu.
Ducaif spuścił wzrok.
- Przecież on był taki zdolny.
Lepszego, tak młodego wojownika nigdy nie widziałem – stwierdził
Ducaif. „Nie tylko ty tak myślałeś, stryju,” pomyślał Tæirc.
- Mów jak wyglądała walka! Opowiadaj!
- Wszystko szło dobrze, widać
było po nim pewność siebie, dobre wyszkolenie... gdy nagle upadł
i nie mógł się podnieść. - Tæirc ominął fragment z miotaniem
się brata po Kręgu. Nie chciał jeszcze bardziej dobijać stryja. -
Nie zdążyliśmy... powstrzymać megnarta.
- Przodkowie!
Ducaif chwycił się za głowę.
Uwielbiał Argruna i często się z nim widywał, także z powodu
swojej ciężkiej sytuacji rodzinnej. Dla niego to też była bolesna
strata.
- Odprawiliście już Rytuał
Odejścia?
- Tak, odbył się dzisiaj o
wschodzie słońca.
- Szkoda, że przynajmniej na to
nie zdążyłem. Niechaj Przodkowie mają go w opiece – szepnął.
Co było dziwne, po
chwili milczenia, Ducaif się rozchmurzył. Spojrzał
na swoje rzeczy przykryte skórami i rzekł do Byrna:
-
Może nie zwróci ci to syna, ale nie chcę też abyś się za długo
zamartwiał po jego śmierci. Nie będę ci mówił żebyś szedł
naprzód i żył dalej swoim życiem, bo to nie ma sensu. Poza tym,
nie da się tego zrobić z miejsca. W końcu ja też przez to
przechodziłem.
Ducaif
miał ósemkę dzieci. Różne nieszczęścia poprzez roki
spowodowały jednak, że do dorosłości dożyła tylko jedna z
córek. Życie wystawiło go tym na ciężką próbę i mimo to,
podchodził do niego z wyraźną pogodą ducha. Tłumaczył to zawsze
potrzebą parcia naprzód. „Myśl o przeszłości, ale nie żyj w
niej,” mawiał.
- Dlatego mam dla
ciebie co innego niż rady, bracie - kontynuował. - Wiesz, że dużo
podróżuję. I tak jak człowiek spragniony jest odkrywania, tak
potrzebuje się też od czasu do czasu napić. Specjalnie zboczyłem
z wcześniej ustalonej trasy by przywieźć ci najlepszy trunek w
całym znanym świecie.
Po tych słowach
poszedł za stół, zza którego bez większego wysiłku wyciągnął
sporą beczkę. Tæirca zawsze
zaskakiwała siła stryja. Już dawno mógł spokojnie pokonać Byrna
w bezpośredniej konfrontacji gdyby nie to, że od walki wolał
handel i podróże.
- Nigdy nie piłem
lepszego napoju od sewijngardzkiego wina. Myślę, że ci zasmakuje.
Sprawi ci albo radość... albo więcej smutku. Miałem przywieźć
ci więcej, ale wpadłem jeszcze do siebie i mogłem wziąć teraz
tylko jedną sztukę. Reszta została w domu, choć mniemam, że do
teraz wszyscy zdążyli się podzielić pozostałymi beczkami.
Byrn oniemiał.
Ducaif znów zachichotał i zaczął mówić dalej:
- To nie wszystko. - Wrócił na
stronę Byrna i Tæirca. - Jakiś czas temu moi ludzie natrafili na
dziwny kamień, a potem następny i następny, aż przez rok zebrało
się kilka. Mam nawet jeden przy sobie. - Wyciągnął z jednej skóry
kawałek skały o kolorze ciemnych chmur. Ledwo mieścił się w jego
potężnej dłoni. - Nigdy takich nie widzieliśmy. Wziąłem je
zatem ze sobą na drogę. W Pyhætanie dowiedziałem się, że jest
to świetny materiał na broń i jest coraz bardziej powszechny na
północy. Uwierz mi Byrnie, że podczas swojej podróży widziałem
oręż zrobiony z tych skał i jest o wiele wytrzymalszy od tego co
my na co dzień używamy.
Wyciągnął zza pasa sztylet z
brązu. Podobne mieli wszyscy w osadzie, tym bardziej Byrn i Tæirc.
Broń była barwy piasku i odbijała trochę światła, a przez
środek do połowy ostrza biegło wzmocnienie by się nie złamała.
Z tego materiału zrobiona była większość oręża w grodzie,
głównie miecze, ale i topory i groty włóczni i strzał. Tymczasem
niektórzy wciąż używali maczug, nie tylko z szacunku do przodków,
ale i obrażeń jakie zadawały. „A Guryk dla efektów, jakie dają”
zażartował w głowie Tæirc, chwytając się na tym, że dobry
nastrój stryja udzielił mu się.
- Na pewno nieraz wasza broń się
łamała, o tak – Ducaif położył skałę na stole i uderzył w
nią sztyletem tak mocno, że ostrze pękło, a deski zatrzeszczały.
Tæirc i Byrn drgnęli, lecz Ducaif zdawał się tego nie zauważyć.
- Widzicie?
Pokazał im odłamany kawałek
broni. Musiało zadowolić go zaskoczenie na twarzy brata i bratanka,
toteż kontynuował.
- Postanowiłem zatem, że zlecę
któremuś pyhetańskiemu kowalowi, który się na tym zna... Nie
żebym miał coś do naszych, nie, nie, ale poprosiłem go o wykucie
ostrza dla... - zrobił przerwę - dla Argruna. Nie wiedzieliśmy ile
tego wziąć, więc wzięliśmy wszystko... No, prawie wszystko.
Odłożył kamień
i ułamany kawałek ostrza. Wziął do ręki podłużny przedmiot i
odwinął go ze skór. Tæirc i
Byrn nie mogli uwierzyć własnym oczom. Ducaif trzymał w ręce
długi, wspaniałej roboty miecz. Nie różnił się zbytnio od
broni, której używali na tych terenach, lecz wyglądał solidniej.
I był zdecydowanie piękniejszy. Rękojeść owinięta była
materiałem barwy ciemnej czerwieni. Głownia miała długość mniej
więcej od kolana do bioder u zwykłej osoby i w świetle błyszczała
bardziej niż tamten sztylet. „Ile tych kamieni zebrali?”, zadał
sobie pytanie Tæirc.
- Niezwykle
wytrzymały i świetnie wyważony. Nic nie stanie ci na drodze. Każdy
będzie ci go zazdrościć, bracie. Noś go zatem z dumą. No chyba,
że chcesz go przerobić na naczynia, bo słyszałem też od tego
pyhetańskiego kowala, że materiał całkiem nieźle nadaje się na
miskę. - Ducaif znowu zachichotał.
Byrn nie słyszał
żartu brata. Spojrzał zszokowany najpierw na beczkę z winem, a
potem znów na miecz.
- Bracie... Nie
wiem co powiedzieć... - szepnął. - Te dary...
- Nie musisz nic
mówić. Nie spraw tylko proszę, by przeszłość tobą zawładnęła.
- Ducaif uśmiechnął się do Byrna, po czym krzyknął na zewnątrz:
- Korec, zbieramy się!
- Nie zostaniecie
na dłużej? - zdziwił się wódz.
- Wybacz, bracie,
lecz czekają na mój powrót. Wspomniałem już, że zanim do was
przybyłem, odwiedziłem swoje strony. Obawiam się, że nie
zostawili mi nic dla siebie.
Ruszył
w stronę wciąż otwartych drzwi i miał już zamiar wyjść, gdy
stanął.
-
Coś nie tak? - zapytał Tæirc.
- Czy wspominano wam o Agæracie
w ostatnich dniach?
- Nie, żadnych informacji –
odparł Byrn.
- Zastanawiam się czy psuć Ci
nastrój – zawahał się Ducaif. - Złe wieści w tym czasie mogą
go jeszcze pogorszyć, a widzę, że nie czujesz się za dobrze.
- Już chyba nic gorszego od
śmierci mojego syna nie może się zdarzyć – odpowiedział z
wątłym uśmiechem Byrn.
Ducaif podszedł z powrotem do
brata i swojego bratanka.
- Będąc u siebie, łowcy
przekazali mi, że Agærat znowu z nas drwi.
Byrn skrzywił się.
- Po raz kolejny narusza
południowe granice - dokończył Ducaif to co miał na myśli. - Nie
chciał chyba żebyście o tym wiedzieli. Podobno miało się to stać
trzy dni temu, a moi ludzie dowiedzieli się dopiero wczoraj. To
tylko kwestia czasu gdy ten pomyleniec wywoła otwarty konflikt z
orkami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz