Wizyta
Ducaifa rozpogodziła Byrna i poprawiła mu samopoczucie. Tæirc
nie sądził, że tak prędko zobaczy uśmiech na twarzy ojca, co
przyjął z drobnym niepokojem. Poprzedni dzień udowodnił, że wódz
potrafi być nieprzewidywalny nawet dla najbliższych. Tym bardziej
zaskakująca dla Tæirca okazała się decyzja o wydaniu uczty o
zachodzie słońca. Byrn uzasadnił to tym, że czas żałoby minął
i teraz trzeba iść dalej. „Nie mogę żyć przeszłością,”
powiedział. Nakazał też synowi by udał się z wieścią po
osadzie, a przy okazji poprosił kilku łowców o upolowanie czegoś
na wieczerzę. On w tym czasie zająć się miał schowaniem podarków
od Ducaifa.
- A co z winem, które przywiózł
stryj? - zapytał Tæirc.
- Poczeka na lepszą okazję –
odparł Byrn.
- Sądzisz, że będzie taka?
- Tak, myślę, że tak –
odpowiedział wódz po chwili zastanowienia.
Większość zaproszonych
stanowili wojownicy i łowcy, przyjaciele rodziny, którzy często
jedli posiłki z Byrnem, ale Tæirc miał zachęcać też do
przyjścia najstarszych mieszkańców osady. Wszyscy z radością
przyjęli fakt, że wódz czuje się lepiej, choć z lekkim
zdziwieniem odebrali zaproszenie na ucztę. Uznali jednakowoż, że
nie wypadałoby teraz odmawiać, bo mogło to znacznie pogorszyć
zdrowie wodza.
Wyjątkiem była wizyta w chacie
Vergantaca. Byrn podkreślił, żeby zaprosić wszystkich przyjaciół,
lecz Tæirc miał wątpliwości co do siwego łowcy. Drzwi otworzyła
jego małżonka. Powiedziała Tæircowi, że jest pogrążony w
rozpaczy i tym razem nie może przybyć, choć także należał do
stałych bywalców w domu zgromadzeń.
Grutan, jako jeden z
najstarszych, także odmówił. Podobnie jak Vergantac, także i on
tłumaczył to złym samopoczuciem, ale i dodatkowo niechęcią do
wszelakich uczt. Skomentował także zachowanie Byrna jako
lekkomyślne. Ostatnie stwierdzenie Tæirc zostawił dla siebie.
Zgodził się także by Rægok poszedł zamiast szamana. Uczeń miał
być „oczami” starca.
Wódz był trochę rozczarowany,
kiedy po powrocie Tæirca usłyszał, że Vergantac i Grutan nie
przybędą.
Tuż przed zachodem
słońca zaczęli zbierać się pierwsi goście, a o zmierzchu
zjawili się niemal wszyscy zaproszeni. W głównej sali panował
tłok i harmider. Chociaż pomieszczenie było spore, czuć było
ścisk. Wokół gości krzątało się też kilka dziewcząt,
pomagających w podawaniu posiłków, a i ilość miejsca ograniczało
kilka ław ustawionych dookoła paleniska w centrum sali, nad którym
piekł się dzik.
Byrn był w bardzo
dobrym humorze, o czym świadczyły jego żywe dyskusje i żarty z
przybyłymi. Nastrój, który opanował go po tragicznie zakończonej
walce Argruna, uleciał gdzieś w nicość, tak jakby zupełnie
zapomniał o śmierci swojego syna, co z jednej strony ucieszyło
Tæirca,
a z drugiej wciąż niepokoiło. Co więcej, Aren i Margre spędzały
ten czas w nieznanym Tæircowi
miejscu. Myślał, że całą rodziną będą ucztować i ich odmowa
zaskoczyła go, ale rozumiał ich decyzję. Tymczasem Byrn przyjął
to beznamiętnie.
Przechadzając się w domu
zgromadzeń pomiędzy zebranymi, Tæirc słyszał urywki rozmów.
Stwierdzenia takie jak „to zdrada”, „shańbi się”, „idiota
z niego” nie dotyczyły jednak Byrna. Obok informacji o uczcie,
szybko rozniosła się wśród mieszkańców osady także i wieść o
naruszaniu południowych granic przez Agærata. Tæirca nie
obchodziło źródło, z którego pochodziła. Na chwilę temat ten
odciągnął uwagę od Argruna i Byrna, lecz wcale nie był lepszy. W
końcu strach przed najazdem orków i obawy o własne życie były
silniejsze niż wątpliwości związane ze stanem wodza.
Tæirc podszedł do Guryka,
rozmawiającego z dwoma starszymi wojownikami, a raczej wsłuchującego
się w ich dyskusję. Zagryzał kawał mięsa i przytakiwał głową
co chwilę, gdy któryś spojrzał na niego, szukając potwierdzenia.
Tæirc ustawił się obok nich tak, by mieć widok na swojego ojca,
siedzącego po drugiej stronie pomieszczenia przy głównym stole.
- Pamiętaj, Otonezie - już raz
ten idiota niemal wywołał konflikt z orkami. Od samego początku
sprawiał kłopoty.
- A gdyby tak pozwolić żeby
zniszczyli jego osadę i rozwiązali problem na zawsze?
- Byrn powtarza, że jego nie
można opuścić. Wtedy stracilibyśmy sojusznika, a orkowie zaraz by
na nas ruszyli.
- Skąd ta pewność, Numynie?
- Na pewno wiedzą, że Agærat
jest z nami i z pozostałymi w sojuszu. Od czasu do czasu przybywali
do naszych osad handlować. Widziałem kiedyś jak szli główną
ścieżką w naszym grodzie. Te ich potężne sylwetki, nieprzyjemne
spojrzenia. Tfu! - splunął pod nogi. - Muszą wiedzieć! Jak tylko
zniszczą jego wioskę, od razu zbiorą swoje tyłki i ruszą na nas.
- Cakac miał rację by nie ufać
temu felkerzemu synowi.
- Bærguvn i Ducaif nie wyrażali
sprzeciwu wobec sojuszu z Agæratem – zauważył Tæirc, włączając
się do rozmowy. - Poza tym jego ludzie przestali nachodzić nasze
ziemie i Cakaca...
- Ale zaczęli nachodzić ziemie
orków! - przerwał Numyn. - Ich samowolka nie może doprowadzić do
tego, że my też cierpimy. Prawda, Otonezie?
- Jednakże okazywali się
pomocni przeciwko plemionom ze wschodu – stwierdził Otonez.
- Phi! Poradzilibyśmy sobie bez
nich, nawet w pojedynkę.
- Przesadzasz chyba, Numynie –
rzekł Tæirc.
- Może... Z drugiej strony od
czasu do czasu Agærat sam zaczepiał tych wariatów.
- Jeśli nazywasz ich wariatami,
to jak nazwiesz Agærata i jego wojowników? - zapytał Guryk, który
właśnie przełknął ostatni kęs.
Numyn nie zdążył odpowiedzieć,
bo wtem Byrn, trzymając przed sobą róg, powstał ze swojego
siedziska.
- Wojownicy i łowcy, bracia –
zaczął głośno, na chwilę kończąc rozmowy i skupiając na sobie
twarze zebranych w domu zgromadzeń. - Dziękuję, że przybyliście
na tę ucztę. Nie wiecie ile dla mnie znaczy widzieć was tutaj
razem, rozmawiających, jedzących i pijących ze mną. Chciałbym,
abyśmy wypili teraz za nas, w imię naszej społeczności. - Byrn
podniósł róg wyżej. - Za was, wojownicy, którzy swoją
walecznością bronicie bezbronnych w tych niespokojnych czasach. Za
was, łowcy, którzy z daleka wypatrujecie nieprzyjaciół i
trudzicie się w sztuce polowania. Za was, najstarsi, którzy
wspieracie nas mądrością zbieraną przez roki. Za nasze rodziny,
by wspierały nas ciągle i wierzyły w nasze siły. I za...
zmarłych, którzy nie mogą z nami być i korzystać z rozkoszy. W
imię Przodków!
- W imię Przodków! - odparli
wszyscy, po czym wypili wino ze swoich rogów i kubków.
Obecni w sali ludzie zaczynali
wracać do rozmów, gdy w wejściu do domu zgromadzeń pojawiła się
jakaś postać.
- Vergantacie! Zastanawiałem się
właśnie kiedy przyjdziesz! - krzyknął Byrn, gdy zobaczył
przybyłego. - Wejdź! Jest dla ciebie wystarczająco miejsca.
Siwy łowca wszedł w głąb
sali. Zebrani wpatrywali się w niego w milczeniu, co jakiś czas
szeptem wymieniając między sobą komentarze. Minął ognisko i
stanął przed stołem Byrna, po czym obrócił się do reszty ludzi.
- Przyszedłem przyznać się
przed wami do strasznej rzeczy.
Wszyscy zgromadzeni w sali w
mgnieniu oka zamienili się w słuch.
- Jak wszyscy zapewne wiecie, ja
odpowiadałem za przygotowanie Argruna do walki z megnartem. Przez
cały rok trenowałem jego ciało i uczyłem wszystkiego co było mu
potrzebne by pokonać tą bestię. Jednakże od chwili, gdy Argrun
wydał ostatnie tchnienie, jedna myśl nie dawała mi spokoju. Myśl,
która męczyła mnie potwornie. Myśl o tym, że to ja odpowiadam za
jego śmierć.
W sali zapanował szmer. Byrn z
uśmiechem na ustach spróbował rozładować atmosferę.
- Ależ Vergantacie, przecież
wszyscy wiemy, że to był wypadek.
Tæirc po raz kolejny poczuł
obawę związaną z zachowaniem ojca. Może i nie chciał on dopuścić
do pogorszenia nastroju u zebranych, lecz to było całkowicie nie w
jego charakterze. Nagła skłonność do pojednań? Nie, to nie było
działanie typowe dla Byrna. Poza tym, czyżby Vergantac chciał
wygłosić coś, czego Margre nie chciała powiedzieć Tæircowi przy
ciele Argruna poprzedniego wieczoru?
Vergantac obrócił głowę by
spojrzeć na wodza.
- Wiem, wypadek, ale gdyby nie
ja, w ogóle by nie miał miejsca, nie doszło by do tej walki. -
Widząc niezrozumienie na twarzy Byrna i zebranych, siwy łowca
kontynuował: - Argrun wcale nie chciał walczyć z megnartem. Ja go
do tego przekonałem. Ja ponoszę winę za jego śmierć.
Szmer ustał.
- To przeze mnie Argrun stanął
do walki. Długo go namawiałem, przekonywałem, że skoro Twój
drugi syn, Byrnie, nie podjął się tego czynu, to może on powtórzy
to, co ty dokonałeś roki temu.
Tæircowi nie spodobało się, że
Vergantac wspomniał o nim. Prawdą było, że proponowano mu walkę
z megnartem, lecz powód, dla którego nie chciał się jej podjąć,
był zdecydowanie poważniejszy i sięgał tragicznego wydarzenia z
dzieciństwa. Poza tym siwy łowca mówił o tej słynnej walce
Byrna, jakby każdy mógł tego dokonać. Sam jednak, podobnie jak i
inni łowcy, przyznawał, że polowanie na te bestie jest za każdym
razem niebezpieczne. Z rzadka zdarzało się bowiem, że jeden
megnart rozbijał całą grupę zaprawionych w bojach łowców.
Ostatnia sytuacja przed walką Argruna, choć zakończona brakiem
strat w ludziach, była wyjątkiem, niezwykle szczęśliwym zbiegiem
okoliczności.
- Po jakimś czasie wreszcie się
zgodził. Gdy z nim trenowałem, wielu z was – w tym momencie
Vergantac zwrócił się do łowców i wojowników obecnych w sali –
z początku wątpiło w możliwości Argruna. Ba, on sam nieraz
powątpiewał, nawet tuż przed tym jak pochwyciliśmy megnarta. Mimo
to, nadal go wspierałem, podnosiłem na duchu i naciskałem, aż
wreszcie tak on, jak i wy, uwierzyliście w jego zdolności.
Tæirc spostrzegł, że Byrn
zaczyna się denerwować, chociaż starał się utrzymać kamienną
twarz. Dłonie zacisnęły się w pięści.
- Dlatego to ja, i tylko ja
odpowiadam za jego śmierć. I chociaż z racji tego co zrobiłem,
nie powinienem prosić, to jednak błagam was, a zwłaszcza ciebie
Byrnie – znów skierował swoje słowa do wodza – o wybaczenie.
Przyjmij mój najgłębszy żal. Przyjmę każdą karę jaką mi
wymierzysz.
Tæirc bardzo chciał, żeby
teraz nastąpiło pojednanie łowcy i Byrna, żeby wódz przebaczył
Vergantacowi i padnęli sobie w ramiona mimo emocji, które
poprzedniego dnia Byrn odczuwał. Pragnął, żeby pojednali się i
jeszcze przez chwilę ojciec zachowywał się tak pogodnie i radośnie
jak to miało miejsce od wizyty Ducaifa. Niemniej wiedział, że to
było niemożliwe. I żałował, że się nie mylił.
Wódz momentalnie podniósł stół
przed sobą i rzucił na bok, rozsypując wokół jedzenie i napoje.
W mgnieniu oka doskoczył do Vergantaca i zaczął go dusić tak
mocno aż siwy łowca zbladł. Obecnych totalnie zaskoczyło i
zszokowało zachowanie Byrna, toteż zareagowali z opóźnieniem.
Wojownicy próbowali rozdzielić dwójkę, lecz z trudem im to szło.
Furia, która opanowała Byrna, wzmocniła go i dawała nieludzką
siłę. Dopiero kilku ludziom udało się zwolnić jego chwyt.
- Wiedziałem! Od początku
wiedziałem! - wrzeszczał Byrn.
Vergantac próbował mówić
pomimo ostrego kaszlu:
- Wodzu... uwierz mi... biłem
się ze sobą... przez całe dwa dni... żeby ci o tym powiedzieć.
- Powinieneś umrzeć! Gdyby nie
ty i twoja duma, Argrun-
- Wiem... moja duma... głupota...
jakkolwiek byś to nazwał, i tak... nie zwróci to Argruna...
Dlatego podwójnie cię... błagam, abyś mi wybaczył.
- Puśćcie mnie! - rozkazał
Byrn.
Wojownicy spojrzeli po sobie i
zwolnili uścisk, gdy wódz rozluźnił napięte mięśnie i przestał
się szarpać.
Byrn stanął przed Vergantacem i
dyszał ciężko. Wpatrywał się z wściekłością prosto w twarz
siwego łowcy. W końcu wyciąnął rękę w jego kierunku. Siwy
łowca z początku nie bardzo wiedział co to miało znaczyć. W
końcu jednak zrozumiał, że Byrn chce się pogodzić.
- Wybaczasz? - zapytał siwy
łowca z nadzieją.
Tæirc zauważył błysk w
drugiej dłoni ojca. Za późno. Gdy tylko Vergantac uścisnął dłoń
wodza, ten pociągnął go do siebie, wbił sztylet pod jego żebra i
przekręcił.
- Wybaczam - wycedził przez zęby
Byrn i wyciągnął ostrze.
Vergantac
opadł na ziemię. Byrn stał nad nim i rozejrzał się po
otaczających ludziach. Nikt nie śmiał podejść do zwijającego
się na podłożu siwego łowcy i pomóc mu. Od razu zaczął się
wykrwawiać i po chwili przestał się ruszać.
-
Nie zapomnijcie, że wciąż jestem wodzem. Nie straciłem zmysłów
i wiem doskonale co robię. Każdy, kto podważy moją władzę lub
mój osąd, nie będzie mógł liczyć na litość.
Było to odniesienie do dyskusji,
które prowadzono w osadzie od momentu śmierci Argruna. Wódz chciał
się upewnić, że nikt już nie będzie kwestionował jego decyzji,
co przypieczętował zabiciem najlepszego łowcy i zarazem jednego z
najlepszych wojowników w grodzie. Przynajmniej na razie zapewnił
sobie spokój. Spokój poprzez strach mieszkańców. Ten strach wraz z obawą
przed orkami tworzył niebezpieczne połączenie.
Pytania zaczęły kłębić się
w głowie Tæirca. Czy Byrn wiedział o tym co zrobił Vergantac? Czy
zaproszenie na ucztę miało zmusić go, mimo depresji, do tego
wyznania? Czy może wódz nic nie wiedział i zabicie siwego łowcy
wynikło z przypływu gniewu? A może Byrn chciał wykorzystać
napięty stosunek z Vergantacem tylko po to by zapewnić sobie wśród
ludzi posłuch, który mógł stracić swoimi ostatnimi działaniami?
Jednakże Tæirc nigdy nie poznał odpowiedzi.
Wódz
spojrzał po raz kolejny na Vergantaca, leżącego w bezruchu w
kałuży krwi, by upewnić się, że jest martwy, po czym wrócił na
swoje siedzisko za wywróconym stołem i nalał sobie trochę wina.
Ucztę
zakończono bardzo szybko.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz