wtorek, 16 października 2012

01. Kroniki Dusz - Przelana Krew - Rozdział 9.



Wizyta Ducaifa rozpogodziła Byrna i poprawiła mu samopoczucie. Tæirc nie sądził, że tak prędko zobaczy uśmiech na twarzy ojca, co przyjął z drobnym niepokojem. Poprzedni dzień udowodnił, że wódz potrafi być nieprzewidywalny nawet dla najbliższych. Tym bardziej zaskakująca dla Tæirca okazała się decyzja o wydaniu uczty o zachodzie słońca. Byrn uzasadnił to tym, że czas żałoby minął i teraz trzeba iść dalej. „Nie mogę żyć przeszłością,” powiedział. Nakazał też synowi by udał się z wieścią po osadzie, a przy okazji poprosił kilku łowców o upolowanie czegoś na wieczerzę. On w tym czasie zająć się miał schowaniem podarków od Ducaifa.
- A co z winem, które przywiózł stryj? - zapytał Tæirc.
- Poczeka na lepszą okazję – odparł Byrn.
- Sądzisz, że będzie taka?
- Tak, myślę, że tak – odpowiedział wódz po chwili zastanowienia.
Większość zaproszonych stanowili wojownicy i łowcy, przyjaciele rodziny, którzy często jedli posiłki z Byrnem, ale Tæirc miał zachęcać też do przyjścia najstarszych mieszkańców osady. Wszyscy z radością przyjęli fakt, że wódz czuje się lepiej, choć z lekkim zdziwieniem odebrali zaproszenie na ucztę. Uznali jednakowoż, że nie wypadałoby teraz odmawiać, bo mogło to znacznie pogorszyć zdrowie wodza.
Wyjątkiem była wizyta w chacie Vergantaca. Byrn podkreślił, żeby zaprosić wszystkich przyjaciół, lecz Tæirc miał wątpliwości co do siwego łowcy. Drzwi otworzyła jego małżonka. Powiedziała Tæircowi, że jest pogrążony w rozpaczy i tym razem nie może przybyć, choć także należał do stałych bywalców w domu zgromadzeń.
Grutan, jako jeden z najstarszych, także odmówił. Podobnie jak Vergantac, także i on tłumaczył to złym samopoczuciem, ale i dodatkowo niechęcią do wszelakich uczt. Skomentował także zachowanie Byrna jako lekkomyślne. Ostatnie stwierdzenie Tæirc zostawił dla siebie. Zgodził się także by Rægok poszedł zamiast szamana. Uczeń miał być „oczami” starca.
Wódz był trochę rozczarowany, kiedy po powrocie Tæirca usłyszał, że Vergantac i Grutan nie przybędą.

Tuż przed zachodem słońca zaczęli zbierać się pierwsi goście, a o zmierzchu zjawili się niemal wszyscy zaproszeni. W głównej sali panował tłok i harmider. Chociaż pomieszczenie było spore, czuć było ścisk. Wokół gości krzątało się też kilka dziewcząt, pomagających w podawaniu posiłków, a i ilość miejsca ograniczało kilka ław ustawionych dookoła paleniska w centrum sali, nad którym piekł się dzik.
Byrn był w bardzo dobrym humorze, o czym świadczyły jego żywe dyskusje i żarty z przybyłymi. Nastrój, który opanował go po tragicznie zakończonej walce Argruna, uleciał gdzieś w nicość, tak jakby zupełnie zapomniał o śmierci swojego syna, co z jednej strony ucieszyło Tæirca, a z drugiej wciąż niepokoiło. Co więcej, Aren i Margre spędzały ten czas w nieznanym Tæircowi miejscu. Myślał, że całą rodziną będą ucztować i ich odmowa zaskoczyła go, ale rozumiał ich decyzję. Tymczasem Byrn przyjął to beznamiętnie.
Przechadzając się w domu zgromadzeń pomiędzy zebranymi, Tæirc słyszał urywki rozmów. Stwierdzenia takie jak „to zdrada”, „shańbi się”, „idiota z niego” nie dotyczyły jednak Byrna. Obok informacji o uczcie, szybko rozniosła się wśród mieszkańców osady także i wieść o naruszaniu południowych granic przez Agærata. Tæirca nie obchodziło źródło, z którego pochodziła. Na chwilę temat ten odciągnął uwagę od Argruna i Byrna, lecz wcale nie był lepszy. W końcu strach przed najazdem orków i obawy o własne życie były silniejsze niż wątpliwości związane ze stanem wodza.
Tæirc podszedł do Guryka, rozmawiającego z dwoma starszymi wojownikami, a raczej wsłuchującego się w ich dyskusję. Zagryzał kawał mięsa i przytakiwał głową co chwilę, gdy któryś spojrzał na niego, szukając potwierdzenia. Tæirc ustawił się obok nich tak, by mieć widok na swojego ojca, siedzącego po drugiej stronie pomieszczenia przy głównym stole.
- Pamiętaj, Otonezie - już raz ten idiota niemal wywołał konflikt z orkami. Od samego początku sprawiał kłopoty.
- A gdyby tak pozwolić żeby zniszczyli jego osadę i rozwiązali problem na zawsze?
- Byrn powtarza, że jego nie można opuścić. Wtedy stracilibyśmy sojusznika, a orkowie zaraz by na nas ruszyli.
- Skąd ta pewność, Numynie?
- Na pewno wiedzą, że Agærat jest z nami i z pozostałymi w sojuszu. Od czasu do czasu przybywali do naszych osad handlować. Widziałem kiedyś jak szli główną ścieżką w naszym grodzie. Te ich potężne sylwetki, nieprzyjemne spojrzenia. Tfu! - splunął pod nogi. - Muszą wiedzieć! Jak tylko zniszczą jego wioskę, od razu zbiorą swoje tyłki i ruszą na nas.
- Cakac miał rację by nie ufać temu felkerzemu synowi.
- Bærguvn i Ducaif nie wyrażali sprzeciwu wobec sojuszu z Agæratem – zauważył Tæirc, włączając się do rozmowy. - Poza tym jego ludzie przestali nachodzić nasze ziemie i Cakaca...
- Ale zaczęli nachodzić ziemie orków! - przerwał Numyn. - Ich samowolka nie może doprowadzić do tego, że my też cierpimy. Prawda, Otonezie?
- Jednakże okazywali się pomocni przeciwko plemionom ze wschodu – stwierdził Otonez.
- Phi! Poradzilibyśmy sobie bez nich, nawet w pojedynkę.
- Przesadzasz chyba, Numynie – rzekł Tæirc.
- Może... Z drugiej strony od czasu do czasu Agærat sam zaczepiał tych wariatów.
- Jeśli nazywasz ich wariatami, to jak nazwiesz Agærata i jego wojowników? - zapytał Guryk, który właśnie przełknął ostatni kęs.
Numyn nie zdążył odpowiedzieć, bo wtem Byrn, trzymając przed sobą róg, powstał ze swojego siedziska.
- Wojownicy i łowcy, bracia – zaczął głośno, na chwilę kończąc rozmowy i skupiając na sobie twarze zebranych w domu zgromadzeń. - Dziękuję, że przybyliście na tę ucztę. Nie wiecie ile dla mnie znaczy widzieć was tutaj razem, rozmawiających, jedzących i pijących ze mną. Chciałbym, abyśmy wypili teraz za nas, w imię naszej społeczności. - Byrn podniósł róg wyżej. - Za was, wojownicy, którzy swoją walecznością bronicie bezbronnych w tych niespokojnych czasach. Za was, łowcy, którzy z daleka wypatrujecie nieprzyjaciół i trudzicie się w sztuce polowania. Za was, najstarsi, którzy wspieracie nas mądrością zbieraną przez roki. Za nasze rodziny, by wspierały nas ciągle i wierzyły w nasze siły. I za... zmarłych, którzy nie mogą z nami być i korzystać z rozkoszy. W imię Przodków!
- W imię Przodków! - odparli wszyscy, po czym wypili wino ze swoich rogów i kubków.
Obecni w sali ludzie zaczynali wracać do rozmów, gdy w wejściu do domu zgromadzeń pojawiła się jakaś postać.
- Vergantacie! Zastanawiałem się właśnie kiedy przyjdziesz! - krzyknął Byrn, gdy zobaczył przybyłego. - Wejdź! Jest dla ciebie wystarczająco miejsca.
Siwy łowca wszedł w głąb sali. Zebrani wpatrywali się w niego w milczeniu, co jakiś czas szeptem wymieniając między sobą komentarze. Minął ognisko i stanął przed stołem Byrna, po czym obrócił się do reszty ludzi.
- Przyszedłem przyznać się przed wami do strasznej rzeczy.
Wszyscy zgromadzeni w sali w mgnieniu oka zamienili się w słuch.
- Jak wszyscy zapewne wiecie, ja odpowiadałem za przygotowanie Argruna do walki z megnartem. Przez cały rok trenowałem jego ciało i uczyłem wszystkiego co było mu potrzebne by pokonać tą bestię. Jednakże od chwili, gdy Argrun wydał ostatnie tchnienie, jedna myśl nie dawała mi spokoju. Myśl, która męczyła mnie potwornie. Myśl o tym, że to ja odpowiadam za jego śmierć.
W sali zapanował szmer. Byrn z uśmiechem na ustach spróbował rozładować atmosferę.
- Ależ Vergantacie, przecież wszyscy wiemy, że to był wypadek.
Tæirc po raz kolejny poczuł obawę związaną z zachowaniem ojca. Może i nie chciał on dopuścić do pogorszenia nastroju u zebranych, lecz to było całkowicie nie w jego charakterze. Nagła skłonność do pojednań? Nie, to nie było działanie typowe dla Byrna. Poza tym, czyżby Vergantac chciał wygłosić coś, czego Margre nie chciała powiedzieć Tæircowi przy ciele Argruna poprzedniego wieczoru?
Vergantac obrócił głowę by spojrzeć na wodza.
- Wiem, wypadek, ale gdyby nie ja, w ogóle by nie miał miejsca, nie doszło by do tej walki. - Widząc niezrozumienie na twarzy Byrna i zebranych, siwy łowca kontynuował: - Argrun wcale nie chciał walczyć z megnartem. Ja go do tego przekonałem. Ja ponoszę winę za jego śmierć.
Szmer ustał.
- To przeze mnie Argrun stanął do walki. Długo go namawiałem, przekonywałem, że skoro Twój drugi syn, Byrnie, nie podjął się tego czynu, to może on powtórzy to, co ty dokonałeś roki temu.
Tæircowi nie spodobało się, że Vergantac wspomniał o nim. Prawdą było, że proponowano mu walkę z megnartem, lecz powód, dla którego nie chciał się jej podjąć, był zdecydowanie poważniejszy i sięgał tragicznego wydarzenia z dzieciństwa. Poza tym siwy łowca mówił o tej słynnej walce Byrna, jakby każdy mógł tego dokonać. Sam jednak, podobnie jak i inni łowcy, przyznawał, że polowanie na te bestie jest za każdym razem niebezpieczne. Z rzadka zdarzało się bowiem, że jeden megnart rozbijał całą grupę zaprawionych w bojach łowców. Ostatnia sytuacja przed walką Argruna, choć zakończona brakiem strat w ludziach, była wyjątkiem, niezwykle szczęśliwym zbiegiem okoliczności.
- Po jakimś czasie wreszcie się zgodził. Gdy z nim trenowałem, wielu z was – w tym momencie Vergantac zwrócił się do łowców i wojowników obecnych w sali – z początku wątpiło w możliwości Argruna. Ba, on sam nieraz powątpiewał, nawet tuż przed tym jak pochwyciliśmy megnarta. Mimo to, nadal go wspierałem, podnosiłem na duchu i naciskałem, aż wreszcie tak on, jak i wy, uwierzyliście w jego zdolności.
Tæirc spostrzegł, że Byrn zaczyna się denerwować, chociaż starał się utrzymać kamienną twarz. Dłonie zacisnęły się w pięści.
- Dlatego to ja, i tylko ja odpowiadam za jego śmierć. I chociaż z racji tego co zrobiłem, nie powinienem prosić, to jednak błagam was, a zwłaszcza ciebie Byrnie – znów skierował swoje słowa do wodza – o wybaczenie. Przyjmij mój najgłębszy żal. Przyjmę każdą karę jaką mi wymierzysz.
Tæirc bardzo chciał, żeby teraz nastąpiło pojednanie łowcy i Byrna, żeby wódz przebaczył Vergantacowi i padnęli sobie w ramiona mimo emocji, które poprzedniego dnia Byrn odczuwał. Pragnął, żeby pojednali się i jeszcze przez chwilę ojciec zachowywał się tak pogodnie i radośnie jak to miało miejsce od wizyty Ducaifa. Niemniej wiedział, że to było niemożliwe. I żałował, że się nie mylił.
Wódz momentalnie podniósł stół przed sobą i rzucił na bok, rozsypując wokół jedzenie i napoje. W mgnieniu oka doskoczył do Vergantaca i zaczął go dusić tak mocno aż siwy łowca zbladł. Obecnych totalnie zaskoczyło i zszokowało zachowanie Byrna, toteż zareagowali z opóźnieniem. Wojownicy próbowali rozdzielić dwójkę, lecz z trudem im to szło. Furia, która opanowała Byrna, wzmocniła go i dawała nieludzką siłę. Dopiero kilku ludziom udało się zwolnić jego chwyt.
- Wiedziałem! Od początku wiedziałem! - wrzeszczał Byrn.
Vergantac próbował mówić pomimo ostrego kaszlu:
- Wodzu... uwierz mi... biłem się ze sobą... przez całe dwa dni... żeby ci o tym powiedzieć.
- Powinieneś umrzeć! Gdyby nie ty i twoja duma, Argrun-
- Wiem... moja duma... głupota... jakkolwiek byś to nazwał, i tak... nie zwróci to Argruna... Dlatego podwójnie cię... błagam, abyś mi wybaczył.
- Puśćcie mnie! - rozkazał Byrn.
Wojownicy spojrzeli po sobie i zwolnili uścisk, gdy wódz rozluźnił napięte mięśnie i przestał się szarpać.
Byrn stanął przed Vergantacem i dyszał ciężko. Wpatrywał się z wściekłością prosto w twarz siwego łowcy. W końcu wyciąnął rękę w jego kierunku. Siwy łowca z początku nie bardzo wiedział co to miało znaczyć. W końcu jednak zrozumiał, że Byrn chce się pogodzić.
- Wybaczasz? - zapytał siwy łowca z nadzieją.
Tæirc zauważył błysk w drugiej dłoni ojca. Za późno. Gdy tylko Vergantac uścisnął dłoń wodza, ten pociągnął go do siebie, wbił sztylet pod jego żebra i przekręcił.
- Wybaczam - wycedził przez zęby Byrn i wyciągnął ostrze.
Vergantac opadł na ziemię. Byrn stał nad nim i rozejrzał się po otaczających ludziach. Nikt nie śmiał podejść do zwijającego się na podłożu siwego łowcy i pomóc mu. Od razu zaczął się wykrwawiać i po chwili przestał się ruszać.
- Nie zapomnijcie, że wciąż jestem wodzem. Nie straciłem zmysłów i wiem doskonale co robię. Każdy, kto podważy moją władzę lub mój osąd, nie będzie mógł liczyć na litość.
Było to odniesienie do dyskusji, które prowadzono w osadzie od momentu śmierci Argruna. Wódz chciał się upewnić, że nikt już nie będzie kwestionował jego decyzji, co przypieczętował zabiciem najlepszego łowcy i zarazem jednego z najlepszych wojowników w grodzie. Przynajmniej na razie zapewnił sobie spokój. Spokój poprzez strach mieszkańców. Ten strach wraz z obawą przed orkami tworzył niebezpieczne połączenie.
Pytania zaczęły kłębić się w głowie Tæirca. Czy Byrn wiedział o tym co zrobił Vergantac? Czy zaproszenie na ucztę miało zmusić go, mimo depresji, do tego wyznania? Czy może wódz nic nie wiedział i zabicie siwego łowcy wynikło z przypływu gniewu? A może Byrn chciał wykorzystać napięty stosunek z Vergantacem tylko po to by zapewnić sobie wśród ludzi posłuch, który mógł stracić swoimi ostatnimi działaniami? Jednakże Tæirc nigdy nie poznał odpowiedzi.
Wódz spojrzał po raz kolejny na Vergantaca, leżącego w bezruchu w kałuży krwi, by upewnić się, że jest martwy, po czym wrócił na swoje siedzisko za wywróconym stołem i nalał sobie trochę wina.
Ucztę zakończono bardzo szybko.


----------------------
Następny: Przelana Krew - Rozdział 10.
----------------------

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz