Poprzedni: Przelana Krew - Rozdział 10.
Dzisiejszy Rytuał Odejścia nie
został urozmaicony pieśnią. Może dlatego, że ludzie czuli się po części winni
za stan nieobecnego tym razem Byrna. Może też dlatego, że, w przeciwieństwie do
tej, śmierć Argruna była nagła i niespodziewana i tamten śpiew potraktowali
jako spóźnione pożegnanie.
Syn kowala Hugyta, który został
zraniony przez wilka, przez kilka dni walczył z ciężką gorączką i zakażeniem. Jego
stan wciąż pogarszał się mimo, że Grutan starał się jak mógł by go uzdrowić.
Szaman przygotowywał maści i napary, amulety, modlił się do Przodków, lecz
działania te nie przynosiły pożądanego skutku. Nie znaczyło to jednak, że jego
praca poszła na marne – miał pewność, że jakoś łagodzi cierpienia chłopaka. I choć
kres ziemskiej wędrówki młodzieńca zbliżał się ogromnymi krokami, ludzie mieli
czas by po raz ostatni z nim porozmawiać. Miał ledwo czternaście roków gdy
zmarł w nocy, w otoczeniu najbliższych.
„Argrun też nie umarł sam,”
pomyślał Tæirc.
Po zakończeniu Rytuału ludzie
powrócili do grodu. Tæirc nie podążył jednak za nimi, lecz spod bramy od razu
skierował się do lasu na północ. Puszcza ta znajdowała się w dolinie za
wzgórzem, na którym ulokowana była część osady należącej do Byrna. Z palisady
dostrzec można było tylko jej brzeg i część wzgórz daleko na horyzoncie, gdyż
po przekroczeniu linii drzew teren prowadził w dół. Tæirc szybko dotarł nad
strumyk, biegnący przez środek lasu, gdzie czekała Natela. Zerknęła za siebie i
spojrzała na niego, wyłaniającego się spomiędzy leśnej gęstwiny. Uśmiechnęła
się, po czym utkwiła wzrok w wodzie. Kiedy stanął obok niej, również spojrzał w
potok.
– Pamiętasz? Wtedy? – zapytała
po chwili.
Od razu przypomniał sobie
zdarzenie sprzed wielu roków.
– Tak, mieliśmy ledwie
kilkanaście wiosen. Razem z kilkoma innymi dzieciakami bawiliśmy się tutaj.
Pilnował nas jakiś łowca... jego imienia nie potrafię sobie przypomnieć.
Siedział zawsze na tamtym kamieniu – kiwnął głową w kierunku głazu, stojącego
pod jednym z drzew na lewo, kilkanaście kroków od nich.
– Nagle ktoś krzyknął, a z drugiej
strony, nieco dalej pojawił się wilk – podniosła rękę i wskazała na miejsce na
przeciwnym brzegu strumienia.
– Niemal wszystkie dzieci
uciekły za łowcę. Ty schowałaś się za moimi plecami i razem staliśmy przerażeni
ze wzrokiem wbitym w tą bestię. Łowca krzyczał byśmy się stamtąd wynosili.
Słyszałem jak napręża łuk, gotowy do oddania strzału gdyby tylko zwierz za
bardzo się zbliżył.
– Cały drżałeś...
– Lecz stałem. Ty też. Wilk
natomiast nie przejął się ani nami, ani tym bardziej łowcą, tylko zaczerpnął
wody ze strumienia i odszedł tam skąd przyszedł.
– Łowca zrugał nas za
nieposłuszeństwo. – Natela zachichotała.
– A potem...
Nagle Tæirc spochmurniał.
Natela, widząc to, chwyciła go za ramię.
– Wybacz, przypomniałeś sobie o
Nægamie? Nie chciałam-
– Nie... to nie to – odparł.
Nawet nie pomyślał o tamtej tragedii. – Ojciec mówił mi zawsze, że nie można
okazywać słabości, że zachęca tylko nieszczęścia do przyjścia. Zawsze starałem
się trzymać jego rad. – „...choć nieraz bywało ciężko ukryć strach” dodał w duchu.
Spojrzał w dół. – A teraz widzę jak on sam pogrążony jest w tej słabości i
niszczy wszystko wokół siebie.
Chwycili się za ręce.
– Od kilku dni z nikim poważnie
nie rozmawiałem. Mam tyle do powiedzenia i-
Jej dłoń dotknęła jego ust.
– Może nie teraz? – zasugerowała
Natela.
Tæirc uśmiechnął się i kiwnął
głową. W końcu zaaranżowali spotkanie w innym celu. Objął ją i zaczęli się
całować.
Lekki oddech Nateli był ledwie
słyszalny przy odgłosie płynącego strumienia. Patrzył na nią, drzemiącą w
spokoju, i na jej nagie ciało, jak unosi się i opada klatka piersiowa podczas
wdechu i wydechu. Spokojnie głaskał jej udo, podczas gdy ona trzymała dłoń na
jego piersi.
Ten widok przypomniał mu ich
pierwszy raz. Doskonale go pamiętał. Byli po zmierzchu sami u niej w chacie.
Jej rodzice ucztowali z wodzem, a Rægok pomagał Grutanowi. Wyznała mu wtedy, że
choć niektórzy młodzieńcy proponowali jej to i owo, nigdy nie była z mężczyzną.
Znali się bardzo długo, i, wprawdzie dopiero co zaczęli mieć się ku sobie, cieszyła
się bardzo, że miała to zrobić właśnie z Tæircem.
Kochali się długo. Nie
przejmowali się upływającym czasem ani tym, że mogą zostać przyłapani,
zwłaszcza, że nie byli wtedy cicho i mogli pobudzić sąsiadów. Była to
niezapomniana noc. Jednakże w pamięci Tæirca najmocniej utkwił jeden moment.
Podczas ich wspólnego szczytowania, Natela nagle spojrzała mu w oczy i...
Pamiętał, że było to
jednocześnie dziwne, ale niesamowite uczucie, jakby wszystko wokół zniknęło, a
jedynymi elementami wypełniającymi tą pustkę były ich ciała, splecione w
duchowym uniesieniu, jakby oderwali się od rzeczywistości i przepływali poprzez
materię wszechświata jak jakieś duchy. Czas niemal stanął w miejscu, chwila
rozciągnięła się niemal w nieskończoność. Miał przed sobą tylko Natelę i
słuchał... nie!, chłonął całym sobą jej fascynujący, lecz jednocześnie straszny
głos:
Kiedy moc ojców człowiek
zwycięży
Drogi ducha i ciała
otworzy.
Ofiar stos będzie większy
i większy
Lecz której on drodze stos
ten złoży?
Miał wrażenie, że cały ten
kosmiczny spektakl trwał wieczność, lecz kiedy wrócił świadomością do
rzeczywistości, gdy znowu leżał na łożu w izbie w jej chacie, w grodzie
rządzonym przez Byrna, zdawało mu się, że wszystko to zdarzyło się w mgnieniu
oka. Dziwne uczucie zniknęło i oboje wciąż patrzyli sobie w oczy. Byli
zaskoczeni, ale i nieco przerażeni całym wydarzeniem. W milczeniu Tæirc ubrał
się szybko, opuścił ją i powrócił do domu zgromadzeń, gdzie uczta dobiegała do
końca.
Do teraz nie wiedział co tamte
słowa znaczyły. Raz próbował zapytać o ich sens szamana, lecz nie mógł tego
wypowiedzieć na głos, chociaż przypominał sobie wyrazy bez problemu. To samo
działo się przy Nateli. Wiedziała o co mu chodzi, lecz sama nie potrafiła tego
powtórzyć. Tak jakby zdania wryły się w jego duszę i nie dało się ich z niej
wyciągnąć. Obawiali się powtórki tej sytuacji i unikali ponownego zbliżenia,
lecz, gdy się wreszcie przemogli, na szczęście nie miała już więcej miejsca.
Często zastanawiał się nad
znaczeniem tych słów. Czy była to zapowiedź jakiegoś zdarzenia? Jeśli tak, to którego?
Przez roki od tamtego momentu miejsce miało wiele wydarzeń, które mogły
stanowić ten jeden, który się zgadzał z tymi zdaniami. A może była to
przestroga? Jeśli tak, to przed czym? Pojawiało się także pytanie skąd te słowa
znalazły się w ustach Nateli. Czyżby, tak jak Grutan, także miała więź z
Przodkami? A może to oni zawładnęli jej ciałem i mówili przez nią? Nawet jeśli,
to dlaczego akurat w takim momencie? Czy Przodkowie nie mogli poczekać aby-
– Coś się stało? – zapytała
wyrywając go z zamyślenia.
Ich spojrzenia się spotkały.
– Dziękuję – odparł bez namysłu.
– Potrzebowałeś tego. Oboje
potrzebowaliśmy, ale ty bardziej. Ostatnio masz dużo na głowie.
Tæirc mruknął w niezadowoleniu.
– Zastępowanie ojca w jego
obowiązkach nie należy do najprzyjemniejszych rzeczy – stwierdził.
– Musisz się pogodzić z tym, że
najpewniej ty obejmiesz po nim władzę nad tymi terenami. Przyzwyczaisz się.
– Przyzwyczaję? – Wziął rękę z
jej uda i obrócił się na plecy. Natela nie zabrała dłoni z jego piersi.
– Ludzie ci ufają –
kontynuowała. – Teraz chyba nawet bardziej niż twemu ojcu. Nieraz przechodząc
przez gród lub idąc gdzieś w grupie słyszę jak dobrze o tobie mówią.
– Ale ja... nie nadaję się na
wodza. Poza tym, jeśli nie pamiętasz, to mój ojciec zjednoczył te ziemie.
Powinni mu być dozgonnie wdzięczni. Gdyby nie on, prawdopodobnie co parę roków
musielibyśmy znosić ataki innych plemion. A w tym momencie nie wszyscy mogą
sobie pozwolić na zadzieranie z taką siłą, jak nasza.
Tæirc pamiętał z podań
najstarszych osady, że nieraz zdarzały się najazdy z terenów oddalonych na
wschód. Natomiast teraz, roki po zawiązaniu sojuszu z pobliskimi grodami,
napaści te ustały lub najeźdźcy zaczęli omijać te tereny. Dlatego w tej chwili
największe zagrożenie szło ze strony orków. Wieści o kolejnych drobnych
utarczkach z tym ludem, wywodzącym się z dalekiego, chłodnego południa, były
bardzo niepokojące. Z racji, że Byrn był niedysponowany, Tæirc musiał niedawno
wysłać kogoś do Agærata by ten wreszcie uspokoił swoich ludzi. Do tego dnia nie
miał pewności czy to poskutkowało. To najbliższa przyszłość miała przynieść
odpowiedź.
– Oczywiście, ludzie nadal są mu
za to wdzięczni – stwierdziła Natela. – Ale czy uważasz, że ty byś sobie z tym
nie poradził? Że to był szczęśliwy zbieg okoliczności, że wszystko potoczyło
się tak dobrze?
Tæirc poczuł się zaszczuty. Czemu
jego brat musiał zginąć? To Argrun miał zastąpić ojca, nie on. Zaradniejszy.
Inteligentniejszy.
Odważniejszy.
Zaczął się rozglądać wokół,
jakby w lesie szukał odpowiedzi na pytania zadane przez Natelę.
– Nie, nie sądzę-
– Tæirc spójrz mi proszę w oczy
– przerwała mu. Wsparła się na ramieniu, by lepiej widzieć jego twarz. – Twój
ojciec zapewne także miał ciężkie chwile, gdy nie wiedział co robić. Pewnie też
nie miał pewności jak jego decyzje wpłyną na wszystko wokół. Ale sobie
poradził. I ty też sobie poradzisz.
Tæirc usiadł i popatrzył w
strumień.
– Nie o to chodzi. Nie staram
się od tego wszystkiego uciekać, lecz... – zerknął w swoje dłonie. – To wszystko
dzieje się tak szybko.
– Pomyśl, że jeśli twój ojciec
umarłby dzisiaj, musiałbyś zostać wodzem. Wtedy nie miałbyś za wiele czasu.
– Czasem mi się zdaje, że już
umarł.
Zauważył zdumienie na twarzy
Nateli. Spodziewała się zapewne oburzenia z jego strony na wspomnienie o
śmierci Byrna i przejęciu władzy. W momencie odejścia wodza, najczęstszym kandydatem do jego zastąpienia
był jeden z jego męskich potomków. Gdy jednak znajdował się ktoś, kto miał
wystarczające poparcie wśród ludu, obaj stawali przeciw sobie w Kręgu, gdyż przyszły
przywódca musiał odznaczać się także bardzo dobrą umiejętnością władania bronią.
Tradycja pokazywała jednak, że wodzem zostawał ten, który miał w tym większe
doświadczenie.
Tæirc wziął głęboki oddech i
kontynuował poprzedni wątek:
– W swoim życiu wiele razy
musiałem podejmować istotne decyzje i wiem co to odpowiedzialność. Zrozum – nie
unikam tego, potrafię temu stawić czoło. Jednakże te kilkanaście dni, które
minęło, były potworne. Nie tylko dla mnie. Chociaż ja powoli się przyzwyczajam
do tego, że Argruna z nami nie ma, to jednak widok ojca, który udaje, iż się z
tym pogodził...
Natela kiwnęła głową.
– Wciąż brakuje mu twojego
brata? – Chwyciła go za ramię.
– Zdarza mu się wołać go i
narzekać, że jeszcze nie przyszedł, szukać go po domu... Smuci mnie to
niezwykle, gdy w jednej chwili zachowuje się jak wcześniej, by w następnej
zaraz przypomnieć sobie, że Argrun nie żyje.
I jeszcze ten powracający widok
zmiażdżonego ciała i zapach krwi!
– Czy próbowaliście z nim
porozmawiać?
– Ja próbowałem, ale mnie
ignorował. Traktuje mnie jak powietrze.
– A twoja siostra?
– Margre nie mówi z nikim. Znika
na całe dnie, nie wiem gdzie, nie wiem dlaczego. Zawsze gdy ją o to pytam,
odpowiada tylko „tu i tam”. Przestała nawet jeść. Może z tego powodu ostatnio
źle się czuje?
Tæirc zadał to pytanie bardziej sobie,
toteż Natela postanowiła nie drążyć tematu.
– A żona wodza? Nie widziałam
jej od czasu śmierci Vergantaca.
Nie odzywał się przez chwilę.
– Zabicie Vergantaca uznała za
niewybaczalną zniewagę względem całego grodu, ale i względem tradycji. Od
pokoleń nikt nie zabił nikogo w domu zgromadzeń.
– Dowiedziałam się od Rægoka, że
szaman osobiście potępił wodza za to zabójstwo.
– Tak, i Byrn w ramach pokuty
postanowił nie opuszczać swojej izby przez kilka dni... choć przedłuża to cały
czas. No i, jak już wspomniałem, wychodzi stamtąd na chwilkę, by zaraz potem
wrócić. Na samym początku stwierdził, że nie czuje się na siłach by wyjść
spojrzeć w oczy ludziom. I chyba wciąż to sobie powtarza.
– Całkowicie go rozumiem.
Przyznam, że gdy usłyszałam wieść o zabójstwie siwego łowcy, niezwykle mną to
wstrząsnęło. A twoja rodzina musiała to znieść pewnie jeszcze gorzej.
– Nie zapominaj o rodzinie
Vergantaca! Miał przecież żonę i dwójkę synów! Pomyśl co oni musieli przeżyć!
Od tamtego czasu nie chcą z nikim rozmawiać, a tym bardziej ze mną. Chłopcy są
na tyle duzi, że na pewno rozumieją co się stało z Vergantacem i zapytają
kiedyś wodza: „Dlaczego?” A może będą chcieli zemsty?
Nastała cisza. Po chwili Tæirc znów
się odezwał.
– Od tamtej chwili nie
zamieniłem z ojcem ani słowa. Nie wiem jak się czuje, nie wiem co przeżywa.
Daję mu tylko jeść coby nie umarł z głodu.
– Byrn nie powinien się jednak
martwić o cokolwiek. Mimo że Grutan jest zły, współczuje mu. – Tæirc spojrzał
na Natelę z lekkim zaskoczeniem. Starała się tak dobierać słowa by
niepotrzebnie nie denerwować go. – Rægok nieraz mi mówi, że podnosi na duchu
wszystkich w osadzie.
– Coś mi się zdaje, że rodzina
siwego łowcy–
– Każdy, nawet szaman – wtrąciła
się mu w słowo, – ma prawo nienawidzić wodza za to co robił niedługo po śmierci
twojego brata, za to całe łamanie tradycji, zabójstwo siwego łowcy, lecz Grutan
jednocześnie zdaje się żałować twojego ojca. Jakby nie chciał by nasza
społeczność się rozpadła, bo opiera się właśnie na Byrnie. Ta podstawa jest
jednak nadwyrężona i ktoś – ścisnęła mu ramię – musi pomóc ją wzmocnić.
Zastanowił się i rzekł:
– Po zakończeniu uczty, na
której zginął Vergantac, matka wyrzuciła wszystkich z domu zgromadzeń, w tym
mnie. Ojciec został. Urządziła mu kłótnię. Ale nie taką, jaką czasem mają
między sobą rodziny. To był raczej jej wściekły monolog, pełen furii, złości,
ale i żalu i rozczarowania, wycelowany prosto w niego atak. Dobrze, że jej
wtedy nie widziałem. Nie słyszałem by ojciec odezwał się choć raz, tylko
słuchał. Padło wtedy wiele naprawdę gorzkich słów z jej strony i żałuję, że od
razu wtedy nie odszedłem tak jak pozostali. Zza zamkniętych drzwi doszło do
mnie mało, ale wystarczająco dużo. Następnego dnia opuściła dom i nie wróciła
aż do dzisiaj. Jakiś czas po jej odejściu dowiedzieliśmy się, że zatrzymała się
u Ducaifa. Nie sądzę, by szybko chciała wrócić.
Natela słuchała tego wszystkiego
w milczeniu. Podkurczył kolana i założył na nich ręce.
– Od tamtego czasu dom zgromadzeń
stoi pusty. Ojciec siedzi w odosobnieniu, a ja muszę go zastępować, jego
przyjaciele przestali przychodzić, matka odeszła, Margre znika na całe dnie.
Czuję się jakby Argrun zabrał ze sobą całe życie ze swojej rodziny, ale i
trochę z całej osady. – Westchnął i po chwili dodał: – Ta pustka nas wszystkich
przytłacza.
Natela zbliżyła się do niego i
objęła go ramieniem.
– Tæirc, jestem przy tobie. Nie
martw się. Pomogę ci.
– Lecz kto pomoże wszystkim
wokół? – zapytał zrezygnowany.
Nie odpowiedziała.
----------------------
Następny: Przelana Krew - Rozdział 12.
----------------------
----------------------
Następny: Przelana Krew - Rozdział 12.
----------------------