Poprzedni: Przelana Krew - Rozdział 4.
Próba
spędzenia popołudnia, jakby nic się nie stało, spełzła na
niczym. Emocje wciąż były silne i nie chciały opuścić Tæirca.
Co gorsza, wszystko
wokół przypominało mu o śmierci Argruna, a najbardziej sam jego
brak. Ta pustka po bracie sprawiła, że nie było miejsca, gdzie
mógł o tym nie myśleć.
Każda
śmierć w ich miejscowości była odczuwalna. Prawie wszyscy znali
się doskonale, przez co każdym Rytuale Odejścia zbierała się
cała wioska. Na ogół odejście kogoś przynosiło na kilka dni
rozpacz w rodzinie, podczas gdy reszta mieszkańców wioski, chociaż
wyraźnie współczująca, jakoś żyła swoim życiem. Nigdy jednak
smutek po stracie znajomej osoby nie był tak wyczuwalny, tak
namacalny jak teraz.
Wystarczył
jeden spacer do głównej bramy i z powrotem by obiektywnie opisać
jaki panował nastrój. Widok szarych, posępnych twarzy ludzi,
krzątających się między chatami bez celu, przygnębiał
niezwykle. Wszyscy znali Argruna od dziecka, a fakt, że należał do
rodziny wodza, pogłębiał tylko tą grobową atmosferę. Ktokolwiek
widział walkę powiedziałby bez wątpienia, że Argrunowi szło
świetnie... Aż do tamtego strasznego momentu...
Jego
śmierć była nagła. Zbyt nagła.
Mimo
to, najgorsze według Tæirca działo się w głównej sali domu zgromadzeń.
Ile razy wychodził ze swojego domu lub do niego wracał, musiał
przez nią przechodzić. Mijał wtedy swojego ojca, klęczącego ze
spuszczoną głową przed ciałem Argruna. Ten widok ciągle
go przerażał. Kkażde spojrzenie na te zwłoki odświeżały widok brata miażdżonego
przez rozszalałego megnarta, potworny, dudniący w uszach ryk bestii
i zapach zmieszanej ludzkiej i zwierzęcej krwi.
Z
drugiej strony, Tæirc martwił się o stan swojego ojca. Dumny wódz
tej i czterech okolicznych wiosek oraz świetny wojownik, wciąż
stanowiący nie lada wyzwanie dla innych, w jednej chwili zmienił
się w słabego, bezbronnego starca. Tæirc poprosił kilku
najbliższych przyjaciół Byrna i jego najbardziej zaufanych ludzi,
z którymi zawsze jedli, by tym razem spożyli posiłek sami.
Tymczasem dowiedział się od nich, że i tak nie mieli zamiaru
przychodzić „z szacunku do zmarłego i jego ojca”. Miał
świadomość, że przyniesienie ciała do domu zgromadzeń
spowodowało szereg wątpliwości co do stanu wodza. Jego zachowanie
było niespotykane i nikt nie chciał mieć takich doświadczeń jak
Vergantac.
Jednakże
Cakac chciał zostać i poczuwać razem z Byrnem przy ciele Argruna.
Tæirc stanowczo to odradził, uzasadniając potrzebą spokoju dla
wodza i jego zmarłego syna. Cakac nie widział w swoim zachowaniu
niczego złego, dlatego pokłócił się z Tæircem. Tuż przed
zachodem słońca zebrał jednak ludzi, z którymi oglądał walkę w
Kręgu, i zdecydował się wrócić do swojego grodu.
W
końcu nadszedł wieczór. Choć czuł fizyczne zmęczenie, napięcie
całego organizmu nie pozwalało Tæircowi na odpoczynek. Czasem, gdy
on i Argrun nie mogli zasnąć, wychodzili razem z domu i siedzieli
pod gołym niebem aż do wschodu słońca. patrząc to na gwiazdy, to
na oba księżyce. Im jednak Argrun był starszy, tym rzadziej to
robili, aż w końcu całkowicie zaprzestali. Teraz, wiedząc, że
nie przestanie myśleć o swoim bracie i nie widząc żadnej innej
sensownej alternatywy, Tæirc postanowił wyjść na zewnątrz.
Musiał
jednak przejść tamtędy.
Stanął
w przejściu do swojej izby, odchylając w bok wiszącą skórę, i
spojrzał na główną salę. Na ścianach paliły się tylko trzy
pochodnie – jedna nad głównym wejściem oraz dwie nad Byrnem i
ciałem Argruna. Dopiero teraz zauważył, że jego ojciec znajdował
się w tej samej pozycji, w której zaczął czuwanie. Widział go
dosyć często tego dnia, dlatego zastanawiał się, czy opuszczał
pomieszczenie i czy w ogóle ruszył się z miejsca.
Wtem
zobaczył jakiś ruch w ciemności po drugiej stronie. Światło z
pochodni nie sięgało na tyle daleko by odkryć Tæirca, dlatego
zasłonił się skórą i obserwował. Po chwili nieopodal Byrna,
pokazała się Aren, która powoli podeszła w stronę męża i
delikatnie położyła rękę na jego ramieniu. Byrn powoli podniósł
głowę i Aren powiedziała coś cicho. Tæirc zrozumiał, że matka
musiała zachęcić ojca do pójścia spać, gdyż Byrn podniósł
się i razem, przytuleni do siebie zniknęli w cieniu.
„Przynajmniej
on zasługuje na odpoczynek”, pomyślał Tæirc.
Odczekał
chwilkę i, będąc pewien, że jest sam, opuścił swoją kryjówkę.
Przybliżył się do stołu, gdzie leżało ciało Argruna, i stanął
od strony głównego wyjścia. Wyciągnął z prawej kieszeni
talizman, który zabrał z pomieszczenia przygotowawczego w Kręgu i
trzymał go w zaciśniętej dłoni. Jego myśli nawiedziła seria
pytań: Dlaczego go zdjął? Dlaczego zrezygnował z ochrony
Przodków? Czy przed walką w ogóle się modlił?
Zamyślenie
sprawiło, że stracił poczucie czasu. Z tego stanu wyrwało go
bezgłośne pojawienie się Margre obok.
-
Rzeczywiście wygląda jakby spał.
Na
dźwięk jej głosu szybko schował wisiorek, mając nadzieję, że
siostra tego nie zauważyła.
Myślał,
że cały czas odpoczywała w izbie rodziców. Musiała wyjść
wcześniej w ciągu dnia, kiedy jego nie było w domu zgromadzeń.
Stojąc przy Argrunie, Tæirc miał widok na przejścia do obu
pomieszczeń, dlatego nie sądził, że ktoś go może zaskoczyć.
Obrócił
głowę w jej stronę. W świetle pochodni dostrzegł, że skóra
zaczynała odzyskiwać naturalny kolor, a wzrok, mimo zmęczenia, był
żywy. Chwyciła go za lewą rękę i oparła głowę o jego ramię.
-
Czy czujesz się już lepiej? - zapytał.
-
Tak, trochę tak, chociaż...
Jej
chwytowi brakowało pewności. Wyczuł, że jego siostra, na co dzień
dosyć żywa osoba, nadal była słaba.
-
Zawsze myślałam, że jeśli zobaczę śmierć na własne oczy, to
będzie to miało miejsce podczas jakiejś bitwy. Nigdy podczas
prostej walki z głupim zwierzęciem.
-
Ona przecież nie była prosta! Sama widziałaś co się stało! –
zaprotestował Tæirc, choć zaraz potem poprawił się w sobie, że
ona wcale nie należała do trudnych, tylko... skończyła się
nieszczęśliwie. Próbował jednak odciążyć Argruna, by siostra
nie myślała o zmarłym jako o zbyt niedoświadczonym.
Margre
tymczasem odsunęła się od Tæirca i spojrzała na niego jakby nie
wiedział co mówi.
-
Bracie, kogo próbujesz oszukać? Może i megnarty są niebezpieczne,
może i nie mam do czynienia z bronią na co dzień, tak jak i pewnie
inne kobiety w osadzie, ale przecież Argrun był gotowy i wszyscy
wiedzieliśmy, że to nie będzie dla niego ciężka potyczka.
Tæirc
sięgnął pamięcią kilka dni wstecz kiedy to łowcy zapewniali go
o odpowiednim przygotowaniu bestii do walki, a pora dzienna dodatkowo
miała znacznie ułatwić sprawę. Jakimś sposobem ta informacja
szybko rozniosła się wśród mieszkańców wioski i zaczęli oni
uważać tę konfrontację za czystą formalność; dwa rzuty
włócznią, kilka cięć i można beztrosko bawić się by oddać
cześć młodemu synowi wodza.
-
Każdy przecież sądził, iż mu się uda - skwitowała. -
Przodkowie na pewno nad nim czuwali.
Tæirc
dotknął dłonią kieszeni, w której znajdował się talizman.
Powiedzenie komukolwiek o tym, że Argrun go ściągnął przed
wejściem do Kręgu, dolałoby oliwy do ognia. Jak mu to powiedział
Rægok, już samo przeniesienie ciała do domu zgromadzeń wywołało
wśród ludzi falę oburzenia, którą powstrzymał Grutan. Co by się
stało, gdyby dowiedzieli się, że syn wodza w taki sposób
postanowił zerwać kontakt z Przodkami?
-
Co się stało z megnartem?
-
Przed zmierzchem łowcy powiedzieli mi, że potną ciało na kawałki
i porzucą w lesie, by felkery się nim zajęły. Całe truchło
byłoby zbyt ciężkie do-
Przerwał,
bo wtem zauważył, że Margre słabnie. Złapał ją szybko zanim
osunęła się na ziemię.
-
Uważaj, jeszcze nie wróciły Ci wszystkie siły – powiedział.
-
Rzeczywiście - mówili prawdę, że pierwszy raz jest zawsze
najgorszy.
Tæirc,
jako wojownik, widział wiele śmierci na własne oczy. Czy to lała
się krew ludzka czy zwierzęca, czy to z jego broni czy kogoś
innego odbierano życie, jej ilość przyzwyczaiła Tæirca do tego
widoku, choć zawsze pozostawało to okropne drżenie, przechodzące
w mgnieniu oka przez jego ciało.
Widział,
że Margre wciąż brakuje sił. Musiał jednak dowiedzieć się
jednej rzeczy. Zapytał więc ostrożnie:
-
A Cal?
Zdawał
sobie sprawę, że temat ich zmarłej siostry jest delikatny,
zwłaszcza, iż Margre była pierwszym świadkiem jej odejścia z
grona żywych. Miał nadzieję, że czas zatarł nieco tamte emocje i
pytanie nie wywoła to ich ponownego przywołania. Chciał zahaczyć
o ten temat.
-
Z Cal to było... co innego. Codziennie ją widziałam, małego
uśmiechniętego szkraba. Pamiętasz pewnie, że zanim Ty wyjechałeś
walczyć, zachorowała. Codziennie czuwałam przy niej, podczas gdy
matka chodziła do szamana po zioła. Jednego ranka się obudziłam i
zobaczyłam, że nie oddycha... że odeszła... Chodzi mi o to, że...
Tæirc
spostrzegł, że z oczu Margre popłynęły łzy. Wyrażenie swoich
uczuć szło jej niezwykle ciężko.
-
Nikt się nie spodziewał, że Argrun zginie! Widzieliśmy jak
odszedł! Na oczach dziesiątek ludzi! Jedno mrugnięcie i... Wszyscy
myśleli, że Argrun idzie tam tylko po to, żeby zabić to
zwierzę... dla widowiska... dla zabawy... a nie walczyć z nim na
śmierć i życie.
Margre
przytuliła się do brata, a ten objął ją swoimi szerokimi
ramionami.
-
To było straszne... - szepnęła.
-
Wiem, Margre.
-
Gdyby tylko Vergantac nie...
Urwała. Tæirc w osłupieniu
skierował oczy na siostrę.
-
Nie rozumiem. Vergantac? O czym Ty mówisz, Margre? Co Vergantac miał
nie-
Ona
jednak nie odpowiedziała. Puściła go i skierowała do swojej izby.
-
Dobranoc – szepnęła, zanim zniknęła w ciemności.
Tæirc
pozostał jeszcze chwilę w sali. „Co chciałaś mi powiedzieć?”
zapytał się w myśli. Spojrzał na ciało swojego brata, po czym
znowu wyciągnął z kieszeni talizman. „Czego jeszcze nie wiem o
Tobie, bracie?” Pochylił się nad Argrunem i zawiązał wisiorek
za jego szyją.
-
Dobranoc, bracie – powiedział i ruszył do wyjścia z domu zgromadzeń.
Teraz
już na pewno nie będzie mógł zasnąć.